niedziela, 29 kwietnia 2018

Bitcoin i kryptowaluty

Bitcoin (BTC) to temat numer jeden, obiekt zagorzałych dyskusji, sporów i fascynacji wielu osób. Został stworzony przez anonimowego twórcę lub twórców o pseudonimie Satoshi Nakamoto, w odpowiedzi na kryzys ekonomiczny na rynku nieruchomości lat 2007/2008. Przyjmuje się, że powstał 3 stycznia 2009 roku, kiedy to został wygenerowany Genesis, czyli pierwszy blok łańcucha informacji (blockchain), w którym chronologicznie zapisywane są wszystkie transakcje, aż do dnia dzisiejszego. W bardzo ogólnym ujęciu wydobywanie BTC polega na szukaniu matematycznych rozwiązań bloków, a służą do tego komputery zwane koparkami. Prawidłowością w „górnictwie” kryptowaluty jest wzrost trudności obliczeniowych wraz z rozwojem sieci i towarzyszący mu spadek opłacalności „wydobycia”. Potrzebna moc obliczeniowa jest tak wielka, że komputery-koparki zajmują już hale o powierzchni setek metrów kwadratowych.
         W teorii ilość Bitcoinów jest wstępnie, z góry określona. Do wydobycia jest w sumie 21 milionów, a zakończenie całego procesu i „wyczerpanie złóż” planuje się na 2140 rok. Zwolennicy kryptowalut twierdzą, że to waluta odmienna od obecnie powszechnego systemu walut fiducjarnych, zachwalają jej zdecentralizowany charakter, brak cech spekulacyjnych, odporność na inflację (niemożność dodruku), niskie koszty infrastruktury, możliwość dokonywania za jej pomocą szybkich i tanich przelewów - bez obecności pośredników (P2P), itp. Poza tym utrzymują, że Bitcoiny są tanim pieniądzem i bezpiecznym. Dzięki samemu procesowi kryptografii (czyli szyfrowania danych), który dokonuje kreacji BTC i jednocześnie zabezpiecza całą sieć. Atak hakerów na system jest więc praktycznie niemożliwy do przeprowadzenia, czego dowodem jest fakt, że nikomu do tej pory nie udało się złamać kodu. Może warto w tym miejscu wspomnieć, że moc obliczeniowa całej sieci kilkaset razy przewyższa moc serwerów Googla. Padają także ciekawe, i dające do myślenia, postulaty żeby jednak tworzyć kryptowaluty zabezpieczone surowcami, np. ropą naftową. Taki pomysł ogłosiła ostatnio Wenezuela. W Polsce również trwają lub trwały, mniej lub bardziej formalne prace nad narodową kryptowalutą, która ma nosić nazwę digital PLN, w skrócie dPLN. Pojawia się też pomysł powiązania dPLN z PLN, co ma doprowadzić do pozbawienia dPLN ryzyka kursowego. Wielkie zainteresowane budzą też koparki kryptowalut. Oferty inwestowania w koparki, w kopalnie bądź oferty zakupu własnej koparki i stania się „górnikiem” można napotkać praktycznie na każdym portalu ogłoszeniowym.
         Przeciwnicy BTC uważają, że inwestowanie w Bitcoiny to nowa bańka spekulacyjna, zagrożenie dla systemu walutowego, itp. Temat jest bardzo żywy, a opinie analityków i Internet dostarczają wielu sprzecznych ze sobą informacji. Powstanie waluty jest owiane tajemnicą, a trwający proces kreacji jest niezwykle skomplikowany i trudny do przeanalizowania dla przeciętnego człowieka. Trudno też jednoznacznie ocenić przyszłość waluty, jej wpływ na system finansowy, rynki finansowe i obecne waluty, chociaż dla niektórych ta przyszłość jest oczywista i świetlana. Mnie nasuwa sie kilka refleksji. Zacznę od przypomnienia, że najbardziej naturalnym sposobem wymiany wartości jest bezpośrednia wymiana dóbr. Pieniądz powstał z konieczności, w odpowiedzi na trudności, na jakie natrafiają strony przy takiej transakcji. Przykładowo piekarz raczej nie zapłaci szewcowi bułkami za buty, bo musiałby mu dać taką ilość bułek, której szewc nie wykorzysta, więc ich nie przyjmie. Jeszcze większy problem napotka producent samochodów. Wadą takich transakcji jest niepodzielność rzeczy i niemożność gromadzenia płacidła (tezauryzacji). W takich przypadkach pomocny jest właśnie pieniądz. Pamiętamy, że pierwsze pieniądze miały realną wartość wynikającą z wartości kruszcu, z którego były wykonane. Warto zauważyć, że następowała wtedy wymiana realnej wartości na inną realną wartość. Później pojawiły się pieniądze papierowe, które reprezentowały realną wartość, np. złota i można je było wymieć na to złoto w dowolnym momencie. Wraz z odejściem od systemu waluty złotej pojawił się pieniądz, za którym nie stoi już złoto ani żadna inna wartość, poza obietnicą wymiany rynkowej na towar lub usługę. Wartość sprowadza się więc do zaufania do rynku, z którego pieniądz pochodzi. To samo dotyczy pieniądza elektronicznego, który istnieje jako zapis w systemie komputerowym banku. Z takiego pieniądza korzystamy płacąc kartą w sklepie. W tym systemie następuje wymiana realnej wartości na wartość symboliczną (np. transakcja sprzedaży, czyli wymiany rzeczy na pieniądz), a następnie wymiana wartości symbolicznej na wartość realną (np. transakcja kupna, czyli wymiany pieniądza ma rzecz). Przyznam, ze przy takich analizach nie mogę się powstrzymać żeby nie nazwać pieniądza symbolicznego gorącym kartoflem. W tym miejscu należy też wyraźnie stwierdzić, że nie ma znaczenia, czy mamy w ręce papier z jakimś nadrukiem, czy mamy zapis komputerowy. W obu przypadkach mamy do czynienia jedynie z symbolem wartości. Różnica polega na tym, że pieniądz papierowy możemy dotknąć, schować lub nim bezpośrednio zapłacić. W drugim przypadku możemy obejrzeć cyfrowy symbol na ekranie albo na wydruku. Pamiętać należy, że każdy pieniądz symboliczny łatwo może stracić zaufanie i siłę nabywczą, czyli jego „wartość”. Wspominałem wcześniej o przykładowym kryzysie wywołanym powodzią. W sytuacji chaosu, zamkniętych i splądrowanych sklepów, braku prądu, paraliżu komunikacji, nikogo  nie interesują miliardowe nawet zapisy na kontach ani papierowe pieniądze. Liczą się butelki z wodą pitną, baterie, paliwo, alkohol, lekarstwa, narzędzia i inne niezbędne rzeczy, które z dnia na dzień stają się jedynym akceptowalnym pieniądzem.
         Podobne sytuacje powstają kiedy inflacja wymyka się spod kontroli państwa. Sytuacja dobrze znana z historii gospodarek wielu państw. Wspomnę tylko historię Zimbabwe (d. Rodezji) gdzie doszło do paradoksalnej sytuacji kiedy wartość papieru malała po nadrukowaniu na nim banknotu.
        Drastyczny spadek siły nabywczej pieniądza powoduje, że przestaje być akceptowany przez rynek. Zwolennicy kryptowalut twierdzą, że skoro dodruk waluty nie jest możliwy, to inflacja jej nie grozi. Uważam, że grozi, bo dodruk to nie jedyne źródło inflacji. Wystarczy wspomnieć agflację, która od 2007 roku nieprzerwanie winduje ceny w górę. Poza tym dla stabilności systemu finansowego, ilość pieniądza powinna odpowiadać ilości dostępnych na rynku dóbr (towarów i usług). Wydaje się, że „kopanie” Bitcoina tę równowagę może naruszyć.
         Na koniec opowiem pouczającą historię, jakiej sam byłem świadkiem, a która miała miejsce w moich czasach szkolnych. Cała historia zaczęła się od gry, która polegała na tym, że uczestnicy stawali w kręgu i po kolei rzucali monety na podłogę. Ten, czyja moneta przykryła jakąkolwiek z leżących na ziemi wygrywał wszystkie leżące monety. Na przerwach dźwięczało od monet na korytarzach szkolnych mimo, że nauczyciele nieskutecznie, ale starali się zwalczyć modny hazard. Pewnego dnia nadszedł przełom. Jeden z kolegów przyniósł worek winidurowych krążków o średnicy ok. 2 cm. Gra nagle stała się legalna, bo oficjalnie nie graliśmy już na pieniądze. Nieoficjalnie gracze ustalali wartość krążków i rozliczali się po skończonej grze. W tle gier pojawił się proceder handlu krążkami, bo każdy chciał je mieć żeby móc legalnie grać. Krążki były jakimś odpadem produkcyjnym, więc chłopak zaczął je regularnie dostarczać i sprzedawać. Ponieważ popyt znacznie przewyższał podaż, „szkolnorynkowa” cena rosła, a żetony stały się oficjalną walutą, za którą można było wszystko kupić, nawet w sklepiku szkolnym. I teraz najważniejsza część opowieści, a mianowicie mój kolega Marek, który poczuł biznes i zajął się skupem i sprzedażą krążków. Niestety dla Marka, dysponował on pokaźnymi sumami pieniędzy, które dostawał od rodziców prowadzących jakiś duży biznes, i mimo moich rad interes ruszył na dużą skalę. Oczywiście szybko nawiązał kontakty handlowe z dostawcą i dokonywał bezpośrednich zakupów hurtowych. Interes kwitł szczególnie, że moda na grę dawno już przekroczyła teren szkoły, powędrowała do innych szkół i na podwórka. Naturalnie powstała też odmiana gry z wykorzystaniem blatu stołu, ławki lub parapetu. Marek zgromadził niebywałą ilość krążków i za moją kolejną już namową zaprzestał ich skupu, ograniczając swoje działania wyłącznie do sprzedaży. I tu spotkała go niemiła niespodzianka, bo tak jak gwałtownie gra stała się modna, tak gwałtowanie wyszła z mody. Popyt na krążki drastycznie spadł, niemalże z dnia na dzień, i Marek został z kilkoma workami nikomu niepotrzebnych winidurowych krążków.

         Jeśli ktoś wciągnie wnioski z tej opowieści i odnajdzie jakąś analogię do procesów zachodzących na rynku, to sądzę, że wyjdzie mu to tylko na dobre. Z mojej strony podkreślę jeszcze raz, że nie ma znaczenia jaką symboliczną walutą się posługujemy. Nie ma znaczenia jaki jest obrazek na banknocie albo w jakim systemie elektronicznym waluta została zapisana. Bez względu na wszystko waluta taka nie reprezentuje żadnej realnej wartości, a jedynie wartością symboliczną. Jest fiducjarna - posiada siłę nabywczą wynikającą z zaufania do rynku i możliwości wymiany na inne dobra. Ta siła w każdej chwili może się osłabić nawet do zera. Posiadacz symbolicznej waluty odnotuje wtedy straty, albo całkowitą utratę wartości.