wtorek, 15 grudnia 2015

Kradzież płaszcza u fryzjera



Zdarza się niestety, że będąc np. u fryzjera, w kawiarni czy w gabinecie lekarskim zostawiamy okrycie na wieszaku, a przy wyjściu okazuje się, że go tam już nie ma. Prawdopodobnie został skradziony. Jak w takiej sytuacji się zachować i co możemy zrobić?
         Przede wszystkim zacznijmy od ustalenia tego, na kim spoczywa odpowiedzialność za skutki takiego zdarzenia. Podstawowym kryterium oceny jest to, czy pobyt w danym lokalu i charakter usługi z jakiej korzystamy wymaga zdjęcia okrycia, czy nie. Nie ma wątpliwości, że nie skorzystamy z usług fryzjera, kosmetyczki, lekarza i nie zjemy też określonego rodzaju posiłku bez zdjęcia okrycia. W takim przypadku nie ma wątpliwości, że odpowiedzialnym za utratę pozostawionego okrycia jest właściciel lokalu. Podobnie jest w przypadku, gdy rodzaj lokalu lub charakter usługi powoduje, że klienci z reguły zdejmują okrycia mimo, że nie muszą. Wtedy też należy uznać, że „charakter usługi wymaga zdjęcia okrycia” i odpowiedzialność spoczywa na właścicielu lokalu. Potwierdza to Sąd Najwyższy w orzeczeniu z dnia 16 grudnia 1977 r. (sygn. III CZP 94/77): „przedsiębiorca będzie odpowiadał za odzież klientów, jeżeli z charakteru lokalu i rodzaju spożywanych posiłków wynika, iż konsumenci z reguły pozostawiają odzież wierzchnią w szatni lub na wieszakach”).
         Jak to wygląda od strony prawnej. Udając się, np. do fryzjera korzystamy z jego usługi. Zawieramy z nim umowę o dzieło, którym jest wykonanie fryzury. W tym przypadku nie zawieramy (chociaż możemy) umowy w sposób tradycyjny - na papierze i nie podpisujemy jej. Taka umowa jest zawierana w sposób dorozumiany (konkludentny) co oznacza, że z zachowania fryzjera i jego klienta jednoznacznie wynika, że jedna ze stron składa ofertę swojej usługi (lokal, cennik, urządzenia, etc.), a druga ofertę przyjmuje (przyjście do fryzjera, zajęcie kolejki, oczekiwanie na usługę, zajęcie miejsca na fotelu). W ten sposób dochodzi do zawarcia umowy. Jeśli mamy na sobie płaszcz i pozostawiamy go na wieszaku zawieramy również na podobnych zasadach dodatkową (uboczną) umowę przechowania. W tej umowie stronami są przechowawca (fryzjer) oraz składający (klient). Umowa również zostaje zawarta w sposób dorozumiany (kokludentny)
         Kodeks cywilny w art. 835 określa, że „przez umowę przechowania przechowawca zobowiązuje się zachować w stanie nie pogorszonym rzecz ruchomą oddaną mu na przechowanie”. Ustawa nakłada więc na przechowawcę obowiązek sprawowania pieczy nad płaszczem klienta i pełną odpowiedzialność za jego uszkodzenie albo utratę. Warto zaznaczyć, że odpowiedzialność nie rozciąga się na rzeczy pozostawione w płaszczu, a wyłącznie za rzecz główną, czyl sam płaszcz.
         Nieco inną sytuacją, chociaż wywołującą te same skutki jest oddanie okrycia szatniarzowi. W tym przypadku również odpowiada właściciel lokalu (nie szatniarz), ale umowa jest zawierana w sposób wyraźny (nie dorozumiany) w chwili powierzenia okrycia szatniarzowi. Warto dodać, że i w tym przypadku odpowiedzialność nie rozciąga się na rzeczy pozostawione w płaszczu, a wyłącznie za rzecz główną chyba, że powiadomimy przechowawcę o takich rzeczach przed pozostawieniem płaszcza. 
         Co będzie w przypadku, gdy rodzaj usługi nie wymaga zdjęcia okrycia i klienci z reguły okryć nie zdejmują? W takim przypadku sami musimy pilnować naszych rzeczy chyba, że jest szatnia lub specjalne wieszaki na pozostawienie okryć, a właściciel nie wyłączył swojej odpowiedzialności poprzez umieszczenie informacji (może ją umieścić) o tym, że nie ponosi odpowiedzialności za uszkodzenie lub utratę pozostawionych rzeczy.
         Taki napis nie będzie miał mocy, jeśli jesteśmy zmuszeni do zdjęcia okrycia albo jak już wcześniej wspomniałem, czynią to zwyczajowo klienci. W takiej sytuacji napis będzie bezprawny i nie zwolni właściciela od odpowiedzialności, a ponadto będzie stanowił naruszenie przepisu art.3853 kc zwierający tzw. „szarą listę” postanowień, które mogą zostać przez sąd uznane za niedozwolone wobec konsumentów.
         Są jednak lokale, których charakter pozwala właścicielowi na skuteczne wyłączenie odpowiedzialność za uszkodzenie lub utratę rzeczy. Należą do nich wszystkie lokale, które charakteryzują się dużą przelotowością i świadczą tzw. usługę masową (przychodnie, restauracje i poczekalnie dworcowe, różnego rodzaju bary samoobsługowe, etc) W tym przypadku właściciel może wyłączyć swoją odpowiedzialność za rzeczy pozostawione przez klientów umieszczając stosowną informację.
         Przy okazji omawiania tego tematu wspomnę o usłudze świadczonej przez właścicieli parkingów. Kto jest odpowiedzialny za uszkodzenie pojazdu lub utratę pojazdu? W tym przypadku również mamy do czynienia z umową przechowania. Ważne jest to, że na charakter umowy i odpowiedzialność nie mają wpływu napisy typu „Parking Niestrzeżony”. Wskazówką są elementy wyposażenia parkingu. Jeśli jest wyposażony w ogrodzenie, obsługę, posiada budkę strażniczą, oświetlenie, bramę ze szlabanem, regulamin, a na pojazd wydawany jest kwit parkingowy to nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z umową przechowania i pełną odpowiedzialnością właściciela parkingu za uszkodzenia lub utratę pojazdu, np. w wyniku kradzieży. Nie należy jednak przy ocenie sugerować się wyłącznie odpłatnością za usługę, bo ta nie przesądza o rodzaju parkingu i odpowiedzialności właściciela.

Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (Dz. U. Nr 16, poz. 93 ze zm.)

poniedziałek, 14 września 2015

Proste obliczenia finansowe


Temat pojawiał się już, ale ponieważ stale sprawia trudności, więc przedstawiam go teraz w skróconej formie.

Obliczamy wartość rocznej lokaty. Mamy następujące dane:

bieżącą wartość PV = 1.000,00 zł, stopę procentową R = 8% oraz czas utrzymania w latach N = 1, (jeśli n nie jest podane oznacza, że wynosi 1)

Obliczymy FV (Future Value), czyli wartość przyszłą

Posługujemy się czynnikiem przyszłej wartości FVF (Future Value Factor) i korzystamy ze wzoru:

FV × FVF = FV

Jak obliczamy FVF?

FVF = (1 + R ÷ 100)N

A zatem, dzielimy R przez 100 i dodajemy jedynkę: 1 + 8 ÷ 100 = 1,08

(Dodanie jedynki wynika z tego, że w sumie obliczamy 100% + 8%, a zatem
100 + 8 / 100 = 1 + 0,08 = 1,08

Ponieważ N = 1 to wykładnik potęgowania jest jednością 1,081 = 1,08

Jeśli wykonamy działanie PV × FVF = FV, otrzymamy przyszłą wartość naszej lokaty

1.000,00 zł × 1,08 = 1.080,00 zł

Dla tej samej lokaty, ale utrzymywanej dłużej niż rok, np. przez 5 lat (N = 5) obliczenia będą wyglądały następująco:

FVF = (1 + R ÷ 100)5
FVF = (1 + 8 ÷ 100)5 = 1,085 = 1,469328
1.000,00 × 1,469328 = 1.469,33

FVFwynika z tego, że dokonujemy następujących podstawień:

1. rok: 1.000,00 × 1,08 = 1.080,00
2. rok: 1.080,00 × 1,08 = 1.166,40
... itd

Łatwo zauważyć, że na miejsce "1.080,00" w 2. roku można podstawić "1.000,00 × 1,08"

Otrzymamy wtedy:

2. rok: 1.000,00 × 1,08 × 1,08 = 1.166,40

mamy więc:

1.000,00 × 1,08 × 1,08 = 1.166,40, czyli ...  

1.000,00 × 1,082 = 1.166,40

Podstawiając dalej do 3., 4. i 5. roku otrzymamy w rezultacie ... 

1.000,00 × 1,085  = 1.469,33

Jeśli mamy podstawowy kalkulator bez funkcji potęgowania, możemy wykonać następujące działania:

1. po obliczeniu 1,08 naciskamy klawisz mnożenia,
2. naciskamy 4 razy klawisz równości - otrzymamy 1,469328 = FVF
3. mnożymy FVF przez 1.000,00 zł i otrzymamy 1.469,33

A tak będą wyglądały operacje na klawiaturze kalkulatora:

[8] [÷] [1] [0] [0] [+] [1] [×] [=] [=] [=] [=] [×] [1] [0] [0] [0] [=]

FVF wykorzystujemy do dyskontowania, czyli obliczenia bieżącej (dzisiejszej) wartości przyszłych przepływów pieniężnych CF.

Dla przykładu, jeśli interesuje nas dzisiejsza wartość przepływu CF = 15.000, który nastąpi w 5. roku przy stopie dyskontowej 8% (np. oprocentowanie kredytu albo oczekiwana stopa zwrotu EV) to obliczamy ją następująco:

FVF = (1 + 8 ÷ 100)5 = 1,085 = 1,469328

Ponieważ  PV × FVF = FV

to  PV = FV / FVF

15.000,00 ÷ 1,469328 = 10.208,75

Oznacza to, że dzisiejsza wartość kwoty, którą otrzymamy za 5 lat wynosi 10.208,75
Obliczanie dzisiejszej wartości przepływu CF, przy danym oprocentowaniu, to inaczej obliczenie (dyskontowanie) przyszłej kwoty. W wyniku tego otrzymujemy kwotę którą dziś należałoby wpłacić na lokatę (R=8%) aby otrzymać w przyszłości dany CF.

Sprawdźmy to posługując się danymi z ostatniego przekładu:

FV × FVF = FV

PV = 10.208,75
FVF = 1,469328

10.208,75 × 1, 469328 = 15.000,00

A więc dyskontując przepływ (15.000,00), który nastąpi za 5 lat otrzymujemy wartość obecną tego przepływu (10.208,75). Jest to kwota, którą należy dziś umieścić na lokacie, aby za 5 lat otrzymać

Przykład zastosowania dyskontowania

Wyobraźmy sobie, że pan Wierzycielski pożyczył panu Pożyczalskiemu 2.000,00 zł. Zwrot długu powinien nastąpić dziś, ale pan Pożyczalaski oświadcza, że dług będzie mógł zwrócić dopiero za rok. Jak ująć finansowo taką sytuację. Powstaje pytanie, jaką wartość ma dziś dla pana Wierzycielskiego ma 2.000,00, które otrzyma za rok. Dla rozwiązania tego problemu użyjemy właśnie dyskontowania. Gdyby pan Wierzycielski dostał pieniądze dziś, mógłby je wpłacić na dostępną dla niego, np. 5% lokatę i za rok otrzymałby 2.000,00 + 100,00 zł = 2.100,00 zł. Widać już, że godząc się oddanie 2.000,00 za rok traci 100,00 zł. Sprawdźmy więc ile musiałby wpłacić dziś, żeby otrzymać za rok 2.000,00 zł.

Korzystamy ze znanego wzoru:

PV × FVF = FV 

PV = FV ÷ FVF

FVF = (1 + 5 ÷ 100) = 1,05

Po podstawieniu otrzymamy:

2.000,00 ÷ 1,05 = 1.904,76

Wartość dzisiejsza 2.000,00, które pan Wierzycielski otrzyma za rok wynosi 1.904,76 zł (95,24 zł mniej), a więc może zaproponować panu Pożyczalskiemu zwrot 95,24 zł dziś i 2.000,00 zł za rok.

Obliczanie przeceny (podwyżki lub obniżki; opustu)

Podwyżka ceny (wzrost procentowy):
Jeśli cena A rośnie o 15% to FVF = 100% + 15%
115% / 100 = 1,15
FV = 1,15 × A

Np. cenę towaru 150zł podniesiono o 25%

25/100+1 = 1,25 (FVF)
1,25 × 150zł = 187,50zł

Obniżka ceny (opust, spadek procentowy):
Jeśli cena A maleje o 15% to FVF = -15/100+1 = 0,85
FV = 0,85 × A

Np. cenę towaru 150zł obniżono o 25%

-25/100+1 = 0,75 (FVF)
0,75 × 150zł = 112,50zł

sobota, 12 września 2015

Płatności kartą, gotówką i wydawanie reszty.


         Często dochodzi do nieporozumień co do obowiązku przyjęcia płatności kartą - jest taki obowiązek, czy nie? Czy sprzedawca ma prawo odmówić przyjęcia płatności kartą za towar o wartości 2,00 zł? Czy jeśli zapłaciliśmy za towar kartą, możemy zażądać za zwracany towar gotówki? Takie i wiele innych pytań pojawiają się w codziennej praktyce konsumentów. Po zawarciu umowy sprzedaży sprzedawca ma obowiązek wydać towar, a kupujący za niego zapłacić. Czy może użyć dowolnego środka płatniczego?
         Otóż z przepisów ustawy o Narodowym Banku Polskim, wynika, że „znaki pieniężne emitowane przez NBP są prawnymi środkami płatniczymi na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej”. Zauważmy, że przepis wskazuje na zdolność znaków pieniężnych do umarzania zobowiązań. Nic nie mówi o ich przymusowym stosowaniu. A co z tzw. „pieniądzem plastikowym, czy elektronicznym”? Zgodnie z przepisami Prawa Bankowego pieniądzem elektronicznym jest wartość pieniężna stanowiąca elektroniczny odpowiednik znaków pieniężnych, jeśli jest przechowywana na elektronicznych nośnikach informacji, jest wydawana do dyspozycji na podstawie umowy w zamian za środki pieniężne o nominalnej wartości nie mniejszej niż ta wartość, jest przyjmowana jako środek płatniczy przez przedsiębiorców innych niż wydający ją do dyspozycji, na żądanie jest wymieniana przez wydawcę na środki pieniężne, jest wyrażona w jednostkach pieniężnych. Istnieje więc uzasadniona podstawa żeby przyjąć, że ustawodawca uznał pieniądz elektroniczny za równoważny z pieniądzem zwykłym. Wynika z tego, że sprzedawca ma obowiązek przyjąć zapłatę w banknocie, monecie oraz pieniądzu elektronicznym.
         Warto też zwrócić uwagę na pogląd, że znak pieniężny potwierdza (dokumentuje) istnienie prawa do dokonywania zapłat. W takim razie taką funkcję może spełniać rzecz (banknot, moneta), ale także informacja cyfrowa. Elektroniczny znak pieniężny również jest nośnikiem określonej sumy pieniężnej. Przyjmowanie przez sprzedawcę zapłaty kartą, nie jest więc dobrą wolą sprzedawcy, ale jego obowiązkiem. Jeśli więc sprzedawca zdecydował się na posiadanie terminala, również przyjął na siebie obowiązek przyjmowania zapłat w pieniądzu elektronicznym.
          Wyjaśnijmy teraz dlaczego sprzedawcy nie chcą wypłacić gotówki za zwracany towar, za który wcześniej zapłacono kartą. Żaden przepis oczywiście nie zabrania zwrotu gotówki i sprzedawca może tego dokonać. Problem polega na tym, że w przypadku płatności kartą, sprzedawca płaci bankowi prowizję za transakcje. Jeśli następuje zwrot, również z wykorzystaniem karty, bank prowizję zwraca. Gdyby wypłata nastąpiła gotówką, sprzedawca straciłby prowizję. Tu tez pada odpowiedź dlaczego sprzedawcy odmawiają przyjęcia płatności kartą za towar niskiej wartości. W takim przypadku prowizja może być bliska albo nawet przekraczająca wartość towaru. Nie zmienia to jednak faktu, że narzucanie ceny, powyżej której można płacić kartą jest niezgodne z prawem. Warto w tym miejscu zauważyć, że dla sprzedawcy korzystniejsza jest transakcja z płatnością gotówkową, bo nie płaci prowizji. Można to wykorzystywać przy negocjowaniu cen ze sprzedawcami.
         A teraz o płaceniu gotówką. Problem pojawia się wtedy, gdy za towar w stosunkowo niskiej cenie płacimy stosunkowo wysokim nominałem lub niskim nominałem za towar w wyższej cenie. Na przykład klient chce kupić batonik za 1,20 zł i usiłuje zapłacić banknotem 100 albo 200 zł. Czy w takim przypadku sprzedawca ma obowiązek sprzedać towar, przyjąć zapłatę i wydać resztę? Większość z nas w tym miejscu przywoła stwierdzenie, że klient przecież płaci znakiem pieniężnym wyemitowanym przez NBP, który jest prawnym środkiem płatniczym na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej, więc sprzedawca ma obowiązek przyjąć i wydać resztę. Jeśli nie ma reszty, to najwidoczniej źle przygotował się do pracy, powinien banknot gdzieś rozmienić, ... itd. Niestety zmartwię czytających, ale tak nie jest. Zgodnie z art. 535 Kodeksu cywilnego kupujący zobowiązany jest zapłacić sprzedawcy cenę, a ceną w naszym przykładzie jest 1,20 zł, a nie 100 zł ani 200 zł. To na kupującym spoczywa ustawowy obowiązek zapłaty ceny, czyli posiadania dokładnie odliczonej kwoty. Sprzedawca nie ma obowiązku posiadania pieniędzy na wydanie reszty, a ponadto ten brak jest nawet uzasadnioną przyczyną odmowy sprzedaży towaru. Może więc stwierdzić, że nie jest w stanie wydać reszty i odmówić sprzedaży - zgodnie z prawem. Nie ma więc mowy o zastosowaniu sankcji z art. 135 Kodeksu wykroczeń za nieuzasadnioną odmowę sprzedaży, bo w takim przypadku będzie uzasadniona. Ale ważna uwaga. Jeśli sprzedawca zdecyduje się jednak na zawarcie umowy sprzedaży i realizację transakcji, bierze na siebie obowiązek wydania reszty. Tak też się dzieje w praktyce. Sprzedawcy zależy przecież na sprzedaży i nie realizuje swoich ustawowych uprawnień, nie odmawia sprzedaży i zwykle stara się wydać resztę albo rozmienić banknot u konkurencji. Stąd też powstało mylne przekonanie, że robi to z obowiązku. 
         A jak jest w sytuacji, gdy do sklepu przychodzi klient i płaci za towar monetami o nominale 1 grosz. Czy sprzedawca może odmówić przyjęcia zapłaty workiem monet? Otóż nie może. W takim przypadku możemy skutecznie powołać się na ustawę o NBP, która wyraźnie mówi, że 1 grosz jest prawnym środkiem płatniczym i sprzedawca nie może odmówić jego przyjęcia.

niedziela, 6 września 2015

Zakaz fotografowania w sklepie



         Temat coraz częściej pojawiający się w dyskusjach. Typowa sytuacja kiedy klient w sklepie fotografuje towary wyeksponowane na półkach. Na jego widok wkracza do akcji personel lub ochrona sklepu z żądaniem zaprzestania fotografowania. Czasem padają też żądania wydania telefonu, usunięcia fotografii, aplikacji, a czasem tez groźby wyproszenia klienta ze sklepu, a nawet wezwania policji. Powstają pytania, czy klient może fotografować? Czy personel może mu tego zabronić, a jeśli tak, to na jakiej podstawie?
         Należy zacząć od tego, że właściciel może oczywiście wprowadzić regulamin obowiązujący na terenie sklepu i umieścić w nim odpowiednie nakazy i zakazy. Może tez zakazać wstępu do wybranych pomieszczeń. To jego sklep i ma do tego prawo. Musi jednak umieścić ten regulamin w widocznym miejscu i określić takie procedury żeby każdy klient wchodzący do sklepu skutecznie zapoznawał się z jego treścią, a w tym przypadku z informacją, że „na terenie sklepu obowiązuje zakaz fotografowania”. Umieszczenie, np. piktogramu przedstawiającego przekreślony aparat fotograficzny nie wystarczy.
         Pomijając fakt, że ustalenie procedury zakładającej możliwość wejścia na teren sklepu dopiero po zapoznaniu się z regulaminem już na pierwszy rzut oka wygląda absurdalnie i skutecznie odstraszyłaby chyba wszystkich klientów, to dodatkowo nie ma możliwości wprowadzenia sankcji za naruszenie tego zakazu przez klienta. Nikt nie ma prawa żądać wydania ani okazania telefonu, nie może odebrać klientowi sprzętu ani też żądać usunięcia aplikacji, zdjęć lub filmu. Można oczywiście poprosić klienta o zaprzestanie fotografowania, czy filmowania towaru. Jeśli jednak prośby nie zostaną spełnione, właściciel, personel ani ochrona nie mają żadnych środków żeby klienta zmusić do czegokolwiek. Nie można klienta zatrzymać albo wyprowadzić ze sklepu, bo byłoby to naruszenie nietykalności cielesnej, wszelkie próby przejęcia telefonu będą naruszeniem prawa własności, a próba wezwania policji może być uznana za wyczerpująca znamiona groźby karalnej. Jak więc widać wprowadzenia zakazów i zakazów w formie napisów i regulaminów jest możliwe, ale nie ma żadnych środków do ich egzekwowania. 
         Zanim przejdę do argumentacji obsługi sklepu przeciwko fotografującym, zwracam uwagę na drobny fakt. Skanowanie kodów towarowych to nie to samo co fotografowanie. Osoba używająca smartfona z programem do skanowania kodów nie zapisuje obrazu w urządzeniu, a więc nie fotografuje produktu. Trudno jej więc zarzucić, że wbrew jakiemuś zakazowi robi zdjęcia i żądać od niej zaprzestania fotografowania. Zamiast tego klient mógłby chodzić z notatnikiem, zapisywać nazwy i ceny produktów w celu ich porównania.
         Klient przyłapany na fotografowaniu i poinformowany, że „w sklepie nie można robić zdjęć” słusznie pyta „dlaczego?”. I tu padają bardzo różne argumenty. Przeanalizujmy najpowszechniejsze z nich.
         Najbardziej zabawnym argumentem, jaki słyszałem jest informacja, że ceny towarów stanowią tajemnicę przedsiębiorstwa i dlatego zakazane jest ich fotografowanie. Argument o tyle niedorzeczny, że oferta w postaci rzeczy z ceną jest wystawiona na widok publiczny, skierowana do nieoznaczonego adresata i nie może stanowić żadnej tajemnicy, a wręcz przeciwnie. Sprzedawca ma ustawowy obowiązek uwidacznianie cen towarów. Poza tym klient może przecież zapisać sobie ceny na kartce i później porównać.
         Innym argumentem jest powoływanie się na naruszenie tzw. „miru domowego” przez klienta, które wbrew woli sprzedawcy fotografuje produkty. Argument absurdalny w uwagi na to, że sklep służy przecież do obsługi publiczności i jest miejscem publicznym, przynajmniej na czas obsługi klientów. Pojęcie miru domowego nie ma więc tu zastosowania.
         Innym argumentem jest konieczność ochrony własności intelektualnej (praw autorskich) merchandiserów (specjalistów od prezentacji towarów na półkach sklepowych), którzy ustawili w określony „autorski sposób” towary. Argument również nietrafiony, bo ustawienie towarów w świetle prawa nie jest utworem i nie podlega ochronie prawnej.

         Następnym powodem zakazu fotografowania prezentowana jest rzekoma konieczność ochrony praw autorskich, ale tym razem twórców szaty graficznej opakowań oraz znaków towarowych. Ten argument wydaje się być najbliższy prawdy, ale tylko z pozoru.
Po pierwsze, zarówno szata graficzna jak logo produktów zostały już wcześniej rozpowszechnione, a w takim przypadku można na własny użytek z nich korzystać w ramach tzw. dozwolonego użytku osobistego (art. 23. 1. ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. 1994, nr 24, poz. 83, tekst jednolity: Dz. U. 2006, nr 90, poz. 631): Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego)
Po drugie, zgodnie z tzw. zasadą wyczerpania prawa przyznane przez znak towarowy nie uprawniają jego właściciela do zakazania używania tego znaku w odniesieniu do towarów, które zostały wprowadzone do obrotu na terytorium EOG pod tym znakiem towarowym przez niego samego lub za jego zgodą. Już po pierwszej sprzedaży towaru uprawiony traci możliwość kontroli dalszych etapów obrotu towarem i nie może powoływać się na prawo do znaku. Gdyby było inaczej sprzedawca musiałby uzyskać zgodę każdego autora na umieszczenie jego dzieła w ofercie sklepu. (Dz.U.UE.C.2005.19.3/1, a także wyrok TS UE z dnia 20.11.2001 r. w połączonych sprawach C-414/99 do C-416/99)
         Ostatnim argumentem jest konieczność „ochrony wizerunku produktu”. Ten argument jest
najbardziej absurdalny ponieważ ochrona wizerunku dotyczy wyłącznie osób, a nie rzeczy.
         Podsumowując problem należy wskazać na fakt rozpowszechniania się wszelkiego rodzaju urządzeń i programów pozwalających na wyszukiwanie i porównywanie produktów. Należy się liczyć z tym, że aktywne zbieranie i wykorzystywanie informacji o towarach stanie się powszechnym zjawiskiem, z którym walka to przysłowiowa walka z wiatrakami i jest tak samo skuteczna jak kiedyś w walka z uczniami używającymi kalkulatorów. Współczesny „sprytny klient” ma możliwość nieskrępowanego dotarcia do informacji, korzysta w wyszukiwarek, porównywarek internetowych. Sprzedawcy uważają taką możliwość za zagrożenie dla swoich interesów i zwalczają „proceder”. Mają rację co do zagrożenia, ale tylko wtedy, gdy ich oferta jest gorsza od konkurencji i obawiają się ujawnienia tego faktu przez klienta. Nietrudno się domyślić, że zamiast zwalczania klientów ze smartfonami, które skazane jest na porażkę, należałoby raczej poświęcić energie i czas do pracy nad stworzeniem lepszej oferty dla klienta.
         Z powyższej analizy wynika, że sprzedawca nie ma podstaw prawnych do tego żeby zabronić fotografowania towarów i skanowania umieszczonych na nich kodów paskowych. Uważam też, że wszelkie próby ograniczania przez sprzedawców prawa klientów w tym zakresie to marketingowy strzał w kolano i narażanie się na spotkanie z klientem w sali sądowej, z której klient wyjdzie z przysłowiową tarczą.
         Na koniec warto też zapoznać się z treścią klauzuli nr 1945 z 5 marca 2010 r. pochodzącej z rejestru klauzul niedozwolonych UOKiK "ZABRANIA SIĘ FOTOGRAFOWANIA I FILMOWANIA EKSPONATÓW ORAZ SAL EKSPOZYCYJNYCH BEZ UZYSKANIA POZWOLENIA DYREKTORA MUZEUM. FOTOGRAFOWANIE MOŻLIWE JEST PO UZYSKANIU ZGODY I UISZCZENIU OPŁATY"