Temat coraz częściej pojawiający się w
dyskusjach. Typowa sytuacja kiedy klient w sklepie fotografuje towary
wyeksponowane na półkach. Na jego widok wkracza do akcji personel lub ochrona
sklepu z żądaniem zaprzestania fotografowania. Czasem padają też żądania
wydania telefonu, usunięcia fotografii, aplikacji, a czasem tez groźby
wyproszenia klienta ze sklepu, a nawet wezwania policji. Powstają pytania, czy
klient może fotografować? Czy personel może mu tego zabronić, a jeśli tak, to
na jakiej podstawie?
Należy zacząć od tego, że właściciel
może oczywiście wprowadzić regulamin obowiązujący na terenie sklepu i umieścić
w nim odpowiednie nakazy i zakazy. Może tez zakazać wstępu do wybranych
pomieszczeń. To jego sklep i ma do tego prawo. Musi jednak umieścić ten
regulamin w widocznym miejscu i określić takie procedury żeby każdy klient
wchodzący do sklepu skutecznie zapoznawał się z jego treścią, a w tym przypadku
z informacją, że „na terenie sklepu obowiązuje zakaz fotografowania”.
Umieszczenie, np. piktogramu przedstawiającego przekreślony aparat
fotograficzny nie wystarczy.
Pomijając fakt, że ustalenie procedury
zakładającej możliwość wejścia na teren sklepu dopiero po zapoznaniu się z
regulaminem już na pierwszy rzut oka wygląda absurdalnie i skutecznie
odstraszyłaby chyba wszystkich klientów, to dodatkowo nie ma możliwości
wprowadzenia sankcji za naruszenie tego zakazu przez klienta. Nikt nie ma prawa
żądać wydania ani okazania telefonu, nie może odebrać klientowi sprzętu ani też
żądać usunięcia aplikacji, zdjęć lub filmu. Można oczywiście poprosić klienta o
zaprzestanie fotografowania, czy filmowania towaru. Jeśli jednak prośby nie
zostaną spełnione, właściciel, personel ani ochrona nie mają żadnych środków
żeby klienta zmusić do czegokolwiek. Nie można klienta zatrzymać albo
wyprowadzić ze sklepu, bo byłoby to naruszenie nietykalności cielesnej, wszelkie próby przejęcia telefonu będą naruszeniem prawa własności, a próba
wezwania policji może być uznana za wyczerpująca znamiona groźby karalnej. Jak
więc widać wprowadzenia zakazów i zakazów w formie napisów i regulaminów jest
możliwe, ale nie ma żadnych środków do ich egzekwowania.
Zanim przejdę do argumentacji obsługi
sklepu przeciwko fotografującym, zwracam uwagę na drobny fakt. Skanowanie kodów
towarowych to nie to samo co fotografowanie. Osoba używająca smartfona z
programem do skanowania kodów nie zapisuje obrazu w urządzeniu, a więc nie
fotografuje produktu. Trudno jej więc zarzucić, że wbrew jakiemuś zakazowi robi
zdjęcia i żądać od niej zaprzestania fotografowania. Zamiast tego klient mógłby
chodzić z notatnikiem, zapisywać nazwy i ceny produktów w celu ich porównania.
Klient przyłapany na fotografowaniu i
poinformowany, że „w sklepie nie można robić zdjęć” słusznie pyta „dlaczego?”.
I tu padają bardzo różne argumenty. Przeanalizujmy najpowszechniejsze z nich.
Najbardziej zabawnym argumentem, jaki
słyszałem jest informacja, że ceny towarów stanowią tajemnicę przedsiębiorstwa
i dlatego zakazane jest ich fotografowanie. Argument o tyle niedorzeczny, że
oferta w postaci rzeczy z ceną jest wystawiona na widok publiczny, skierowana
do nieoznaczonego adresata i nie może stanowić żadnej tajemnicy, a wręcz
przeciwnie. Sprzedawca ma ustawowy obowiązek uwidacznianie cen towarów. Poza
tym klient może przecież zapisać sobie ceny na kartce i później porównać.
Innym argumentem jest
powoływanie się na naruszenie tzw. „miru domowego” przez klienta, które wbrew
woli sprzedawcy fotografuje produkty. Argument absurdalny w uwagi na to, że
sklep służy przecież do obsługi publiczności i jest miejscem publicznym, przynajmniej
na czas obsługi klientów. Pojęcie miru
domowego nie ma więc tu zastosowania.
Innym argumentem jest konieczność
ochrony własności intelektualnej (praw autorskich) merchandiserów (specjalistów
od prezentacji towarów na półkach sklepowych), którzy ustawili w określony
„autorski sposób” towary. Argument również nietrafiony, bo ustawienie towarów w
świetle prawa nie jest utworem i nie podlega ochronie prawnej.
Następnym powodem zakazu
fotografowania prezentowana jest rzekoma konieczność ochrony praw autorskich,
ale tym razem twórców szaty graficznej opakowań oraz znaków towarowych. Ten
argument wydaje się być najbliższy prawdy, ale tylko z pozoru.
Po pierwsze, zarówno szata graficzna
jak logo produktów zostały już wcześniej rozpowszechnione, a w takim przypadku
można na własny użytek z nich korzystać w ramach tzw. dozwolonego użytku
osobistego (art. 23. 1. ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i
prawach pokrewnych (Dz. U. 1994, nr 24, poz. 83, tekst jednolity: Dz. U. 2006,
nr 90, poz. 631): Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już
rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego)
Po drugie, zgodnie z tzw. zasadą
wyczerpania prawa przyznane przez znak towarowy nie uprawniają jego właściciela
do zakazania używania tego znaku w odniesieniu do towarów, które zostały
wprowadzone do obrotu na terytorium EOG pod tym znakiem towarowym przez niego
samego lub za jego zgodą. Już po pierwszej sprzedaży towaru uprawiony traci
możliwość kontroli dalszych etapów obrotu towarem i nie może powoływać się na
prawo do znaku. Gdyby było inaczej sprzedawca musiałby uzyskać zgodę każdego
autora na umieszczenie jego dzieła w ofercie sklepu. (Dz.U.UE.C.2005.19.3/1, a
także wyrok TS UE z dnia 20.11.2001 r. w połączonych sprawach C-414/99 do
C-416/99)
Ostatnim argumentem jest konieczność
„ochrony wizerunku produktu”. Ten argument jest
najbardziej absurdalny ponieważ
ochrona wizerunku dotyczy wyłącznie osób, a nie rzeczy.
Podsumowując problem należy wskazać na
fakt rozpowszechniania się wszelkiego rodzaju urządzeń i programów
pozwalających na wyszukiwanie i porównywanie produktów. Należy się liczyć z
tym, że aktywne zbieranie i wykorzystywanie informacji o towarach stanie się
powszechnym zjawiskiem, z którym walka to przysłowiowa walka z wiatrakami i
jest tak samo skuteczna jak kiedyś w walka z uczniami używającymi kalkulatorów.
Współczesny „sprytny klient” ma możliwość nieskrępowanego dotarcia do
informacji, korzysta w wyszukiwarek, porównywarek internetowych. Sprzedawcy
uważają taką możliwość za zagrożenie dla swoich interesów i zwalczają
„proceder”. Mają rację co do zagrożenia, ale tylko wtedy, gdy ich oferta jest
gorsza od konkurencji i obawiają się ujawnienia tego faktu przez klienta.
Nietrudno się domyślić, że zamiast zwalczania klientów ze smartfonami, które
skazane jest na porażkę, należałoby raczej poświęcić energie i czas do pracy nad
stworzeniem lepszej oferty dla klienta.
Z powyższej analizy wynika, że
sprzedawca nie ma podstaw prawnych do tego żeby zabronić fotografowania towarów
i skanowania umieszczonych na nich kodów paskowych. Uważam też, że wszelkie
próby ograniczania przez sprzedawców prawa klientów w tym zakresie to
marketingowy strzał w kolano i narażanie się na spotkanie z klientem w sali
sądowej, z której klient wyjdzie z przysłowiową tarczą.
Na
koniec warto też zapoznać się z treścią klauzuli nr 1945 z 5 marca 2010 r.
pochodzącej z rejestru klauzul niedozwolonych UOKiK "ZABRANIA SIĘ
FOTOGRAFOWANIA I FILMOWANIA EKSPONATÓW ORAZ SAL EKSPOZYCYJNYCH BEZ UZYSKANIA
POZWOLENIA DYREKTORA MUZEUM. FOTOGRAFOWANIE MOŻLIWE JEST PO UZYSKANIU ZGODY I
UISZCZENIU OPŁATY"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz