Bitcoin (BTC) to temat numer jeden, obiekt zagorzałych dyskusji, sporów i fascynacji
wielu osób. Został stworzony przez anonimowego twórcę lub twórców o pseudonimie
Satoshi Nakamoto, w odpowiedzi na kryzys ekonomiczny na rynku nieruchomości lat
2007/2008. Przyjmuje się, że powstał 3 stycznia 2009 roku, kiedy to został wygenerowany
Genesis, czyli pierwszy blok łańcucha informacji (blockchain), w którym chronologicznie zapisywane są wszystkie transakcje,
aż do dnia dzisiejszego. W bardzo ogólnym ujęciu wydobywanie BTC
polega na szukaniu matematycznych rozwiązań bloków, a służą do tego komputery
zwane koparkami. Prawidłowością w „górnictwie” kryptowaluty jest wzrost
trudności obliczeniowych wraz z rozwojem sieci i towarzyszący mu spadek
opłacalności „wydobycia”. Potrzebna moc obliczeniowa jest tak wielka, że
komputery-koparki zajmują już hale o powierzchni setek metrów kwadratowych.
W
teorii ilość Bitcoinów jest wstępnie, z góry określona. Do wydobycia jest w
sumie 21 milionów, a zakończenie całego procesu i „wyczerpanie złóż” planuje się
na 2140 rok. Zwolennicy kryptowalut twierdzą, że to waluta odmienna od obecnie powszechnego
systemu walut fiducjarnych, zachwalają jej zdecentralizowany charakter, brak
cech spekulacyjnych, odporność na inflację (niemożność dodruku), niskie koszty
infrastruktury, możliwość dokonywania za jej pomocą szybkich i tanich przelewów
- bez obecności pośredników (P2P), itp. Poza tym utrzymują, że Bitcoiny są
tanim pieniądzem i bezpiecznym. Dzięki samemu procesowi kryptografii (czyli
szyfrowania danych), który dokonuje kreacji BTC i jednocześnie zabezpiecza całą
sieć. Atak hakerów na system jest więc praktycznie niemożliwy do
przeprowadzenia, czego dowodem jest fakt, że nikomu do tej pory nie udało się
złamać kodu. Może warto w tym miejscu wspomnieć, że moc obliczeniowa całej
sieci kilkaset razy przewyższa moc serwerów Googla. Padają także ciekawe, i
dające do myślenia, postulaty żeby jednak tworzyć kryptowaluty zabezpieczone
surowcami, np. ropą naftową. Taki pomysł ogłosiła ostatnio Wenezuela. W Polsce
również trwają lub trwały, mniej lub bardziej formalne prace nad narodową
kryptowalutą, która ma nosić nazwę digital PLN, w skrócie dPLN. Pojawia się też
pomysł powiązania dPLN z PLN, co ma doprowadzić do pozbawienia dPLN ryzyka
kursowego. Wielkie zainteresowane budzą też koparki kryptowalut. Oferty
inwestowania w koparki, w kopalnie bądź oferty zakupu własnej koparki i stania
się „górnikiem” można napotkać praktycznie na każdym portalu ogłoszeniowym.
Przeciwnicy
BTC uważają, że inwestowanie w Bitcoiny to nowa bańka spekulacyjna, zagrożenie
dla systemu walutowego, itp. Temat jest bardzo żywy, a opinie analityków i Internet
dostarczają wielu sprzecznych ze sobą informacji. Powstanie waluty jest owiane
tajemnicą, a trwający proces kreacji jest niezwykle skomplikowany i trudny do
przeanalizowania dla przeciętnego człowieka. Trudno też jednoznacznie ocenić
przyszłość waluty, jej wpływ na system finansowy, rynki finansowe i obecne
waluty, chociaż dla niektórych ta przyszłość jest oczywista i świetlana. Mnie
nasuwa sie kilka refleksji. Zacznę od przypomnienia, że najbardziej naturalnym
sposobem wymiany wartości jest bezpośrednia wymiana dóbr. Pieniądz powstał z
konieczności, w odpowiedzi na trudności, na jakie natrafiają strony przy takiej
transakcji. Przykładowo piekarz raczej nie zapłaci szewcowi bułkami za buty, bo
musiałby mu dać taką ilość bułek, której szewc nie wykorzysta, więc ich nie przyjmie.
Jeszcze większy problem napotka producent samochodów. Wadą takich transakcji
jest niepodzielność rzeczy i niemożność gromadzenia płacidła (tezauryzacji). W
takich przypadkach pomocny jest właśnie pieniądz. Pamiętamy, że pierwsze
pieniądze miały realną wartość wynikającą z wartości kruszcu, z którego były
wykonane. Warto zauważyć, że następowała wtedy wymiana realnej wartości na inną
realną wartość. Później pojawiły się pieniądze papierowe, które reprezentowały realną wartość, np. złota i można je było wymieć
na to złoto w dowolnym momencie. Wraz z odejściem od systemu waluty złotej
pojawił się pieniądz, za którym nie stoi już złoto ani żadna inna wartość, poza
obietnicą wymiany rynkowej na towar lub usługę. Wartość sprowadza się więc do zaufania do rynku, z którego pieniądz pochodzi. To samo dotyczy pieniądza
elektronicznego, który istnieje jako zapis w systemie komputerowym banku. Z
takiego pieniądza korzystamy płacąc kartą w sklepie. W tym systemie następuje
wymiana realnej wartości na wartość symboliczną (np. transakcja sprzedaży,
czyli wymiany rzeczy na pieniądz), a następnie wymiana wartości symbolicznej na
wartość realną (np. transakcja kupna, czyli wymiany pieniądza ma rzecz). Przyznam,
ze przy takich analizach nie mogę się powstrzymać żeby nie nazwać pieniądza
symbolicznego gorącym kartoflem. W tym miejscu należy też wyraźnie stwierdzić,
że nie ma znaczenia, czy mamy w ręce papier z jakimś nadrukiem, czy mamy zapis
komputerowy. W obu przypadkach mamy do czynienia jedynie z symbolem wartości. Różnica
polega na tym, że pieniądz papierowy możemy dotknąć, schować lub nim
bezpośrednio zapłacić. W drugim przypadku możemy obejrzeć cyfrowy symbol na
ekranie albo na wydruku. Pamiętać należy, że każdy pieniądz symboliczny łatwo może
stracić zaufanie i siłę nabywczą, czyli jego „wartość”. Wspominałem wcześniej o
przykładowym kryzysie wywołanym powodzią. W sytuacji chaosu, zamkniętych i
splądrowanych sklepów, braku prądu, paraliżu komunikacji, nikogo nie interesują miliardowe nawet zapisy na
kontach ani papierowe pieniądze. Liczą się butelki z wodą pitną, baterie,
paliwo, alkohol, lekarstwa, narzędzia i inne niezbędne rzeczy, które z dnia na dzień stają się jedynym
akceptowalnym pieniądzem.
Podobne
sytuacje powstają kiedy inflacja wymyka się spod kontroli państwa. Sytuacja dobrze
znana z historii gospodarek wielu państw. Wspomnę tylko historię Zimbabwe (d.
Rodezji) gdzie doszło do paradoksalnej sytuacji kiedy wartość papieru malała po nadrukowaniu na nim banknotu.
Drastyczny spadek siły
nabywczej pieniądza powoduje, że przestaje być akceptowany przez rynek. Zwolennicy
kryptowalut twierdzą, że skoro dodruk waluty nie jest możliwy, to inflacja jej
nie grozi. Uważam, że grozi, bo dodruk to nie jedyne źródło inflacji. Wystarczy
wspomnieć agflację, która od 2007 roku nieprzerwanie winduje ceny w górę. Poza
tym dla stabilności systemu finansowego, ilość pieniądza powinna odpowiadać
ilości dostępnych na rynku dóbr (towarów i usług). Wydaje się, że „kopanie”
Bitcoina tę równowagę może naruszyć.
Na
koniec opowiem pouczającą historię, jakiej sam byłem świadkiem, a która miała
miejsce w moich czasach szkolnych. Cała historia zaczęła się od gry, która polegała
na tym, że uczestnicy stawali w kręgu i po kolei rzucali monety na podłogę.
Ten, czyja moneta przykryła jakąkolwiek z leżących na ziemi wygrywał wszystkie
leżące monety. Na przerwach dźwięczało od monet na korytarzach szkolnych mimo,
że nauczyciele nieskutecznie, ale starali się zwalczyć modny hazard. Pewnego
dnia nadszedł przełom. Jeden z kolegów przyniósł worek winidurowych krążków o
średnicy ok. 2 cm. Gra nagle stała się legalna, bo oficjalnie nie graliśmy już
na pieniądze. Nieoficjalnie gracze ustalali wartość krążków i rozliczali się po
skończonej grze. W tle gier pojawił się proceder handlu krążkami, bo każdy chciał
je mieć żeby móc legalnie grać. Krążki były jakimś odpadem produkcyjnym, więc
chłopak zaczął je regularnie dostarczać i sprzedawać. Ponieważ popyt znacznie
przewyższał podaż, „szkolnorynkowa” cena rosła, a żetony stały się oficjalną
walutą, za którą można było wszystko kupić, nawet w sklepiku szkolnym. I teraz
najważniejsza część opowieści, a mianowicie mój kolega Marek, który poczuł biznes i zajął
się skupem i sprzedażą krążków. Niestety dla Marka, dysponował on pokaźnymi sumami
pieniędzy, które dostawał od rodziców prowadzących jakiś duży biznes, i mimo
moich rad interes ruszył na dużą skalę. Oczywiście szybko nawiązał kontakty
handlowe z dostawcą i dokonywał bezpośrednich zakupów hurtowych. Interes kwitł
szczególnie, że moda na grę dawno już przekroczyła teren szkoły, powędrowała do
innych szkół i na podwórka. Naturalnie powstała też odmiana gry z
wykorzystaniem blatu stołu, ławki lub parapetu. Marek zgromadził niebywałą
ilość krążków i za moją kolejną już namową zaprzestał ich skupu, ograniczając swoje
działania wyłącznie do sprzedaży. I tu spotkała go niemiła niespodzianka, bo
tak jak gwałtownie gra stała się modna, tak gwałtowanie wyszła z mody. Popyt na
krążki drastycznie spadł, niemalże z dnia na dzień, i Marek został z kilkoma
workami nikomu niepotrzebnych winidurowych krążków.
Jeśli
ktoś wciągnie wnioski z tej opowieści i odnajdzie jakąś analogię do procesów
zachodzących na rynku, to sądzę, że wyjdzie mu to tylko na dobre. Z mojej
strony podkreślę jeszcze raz, że nie ma znaczenia jaką symboliczną walutą się
posługujemy. Nie ma znaczenia jaki jest obrazek na banknocie albo w jakim
systemie elektronicznym waluta została zapisana. Bez względu na wszystko waluta
taka nie reprezentuje żadnej realnej wartości, a jedynie wartością symboliczną. Jest fiducjarna - posiada siłę nabywczą wynikającą z zaufania do rynku i możliwości wymiany na
inne dobra. Ta siła w każdej chwili może się osłabić − nawet do zera. Posiadacz symbolicznej waluty
odnotuje wtedy straty, albo całkowitą utratę wartości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz