środa, 6 sierpnia 2014

Krzywa Laffera

         W latach 70 XX wieku powstała teoria, opisująca zależność dochodów budżetowych państwa od stawek opodatkowania dochodów podmiotów gospodarujących na rynku. Jej autorem jest amerykański ekonomista Arthur Laffer, a ilustracją teorii jest poniższy wykres.


         Zgodnie z teorią, jeśli stawka opodatkowania będzie na poziomie A%, to dochody z podatków do budżetu będą na poziomie PLN A. Podniesienie podatku do B% zwiększy dochody do PLN B. Dalsze podnoszenie stawki dochodów spowoduje dalszy wzrost dochodów, ale tylko do poziomu stawki opodatkowania C%. To punkt równowagi (Equilibrium point), w którym dochody do budżetu są maksymalne. Dalsze podnoszenie stawki podatkowej, np. do D% będzie już zmniejszać wpływy do budżetu. Dlaczego tak się dzieje, postaram się opisać na przykładzie.

         Załóżmy, że na rynku gospodaruje 100 przedsiębiorców, każdy z nich osiąga dochody na poziomie 1.000 PLN, a stawka podatkowa wynosi 15%. Zgodnie z powyższym, w kasie fiskusa pojawi się miesięczny wpływ z podatków w wysokości 15.000 PLN, zgodnie z rachunkiem:

100 × 1.000 zł  × 0,15 = 15.000 PLN

         Jeśli podniesiemy stawkę podatkową z 15% do 20%, wpływy z podatków również wzrosną i wyniosą 20.000 PLN (100 × 1.000 zł  × 0,20 = 20.000). Prognozowane wpływy zostały zrealizowane w 100%. Wydawałoby się, że dalsze podniesienie stawki, np. do 30% zwiększy wpływy do  30.000 zł. Z pewnościa zwiększy na papierze, w praktyce niekoniecznie. Dalsze podniesienie podatku do 30% spowoduje, że dla części przedsiębiorców takie obciążenie może okazać się za duże z różnych przyczyn. Część z przedsiębiorców zakończy działalność, część z nich przeniesie się do tzw. „szarej strefy”. Emigrację podatkową pominę. I w jednym i drugim przypadku przedsiębiorcy nie zapłacą już podatków. Załóżmy, że takie zjawisko będzie dotyczyło 10% z przedsiębiorców. Rachunek będzie wyglądał następująco:

100  - 10 = 90
90 × 1.000 PLN  × 0,30 = 27.000 PLN.

         Jak widać, założenie wpływu z podatku w wysokości 30.000 PLN zostało zrealizowane w 90%, ale wpływy jednak wzrosły o 7.000 PLN. Zasada: „im wyższa stawka podatkowa, tym większe wpływy z podatków” nadal więc działa - chociaż zauważalne są już pewne symptomy załamania zasady. Jeśli działa, dokonajmy następnej podwyżki, powiedzmy do poziomu 35%. Oczekiwany wpływ z podatku tym razem kształtuje się na poziomie 31.500 PLN. (90.000× 0,35 = 31.500 PLN). Podwyżka znów spowoduje wykluczenie z ryku części podmiotów. Załóżmy, że dotknie to kolejnych 10 podatników. Rachunek po podwyżce będzie wyglądał następująco:

90 - 10 = 80
80 × 1.000 PLN  × 0,35 = 28.000 PLN.

         I znów pojawiła się wyższa od poprzedniej kwota, ale tylko o 1.000 PLN. Jednak przewidywany wpływ 31.500 PLN został zrealizowany tylko w 89%. Łatwo jednak zauważyć, że przyrosty zmniejszają się i że zbliżamy się do pewnego progu. Podnosząc stawkę do 40%, 80 podatników powinno zapłacić 32.000 PL podatku. Niestety, podniesienie podatku spowoduje upadek i odejście do szarej strefy, np. kolejnych 12 podatników, a nasz rachunek będzie wyglądał już tak:

80 - 12 = 68
68 × 1.000 PLN  × 0,40 = 27.700 PLN

         Przewidywane wpływy zrealizowano w 84%, ale tym razem otrzymaliśmy już wynik o 300 PLN mniejszy od poprzedniego. To znak, że próg równowagi (Equilibrium point) został przekroczony i poza nim wpływy z podatków będą się już tylko zmniejszać. Wpływy do budżetu będą maleć i jednocześnie coraz większa ilość podatników będzie eliminowana z rynku.
         Zwracam też uwagę na to, że naszą całą uwagę skupiliśmy głównie na stawkach podatkowych i podatkach, a to przecież nie jest cały problem. Podnoszenie podatków doprowadziło do wyeliminowania z rynku 32 przedsiębiorców, pracę straciły również osoby zatrudnione w tych przedsiębiorstwach – oni też już nie zapłacą podatków. Złych dla gospodarki efektów jest wiele więcej. Np. podniesienie akcyzy na wyroby tytoniowe (przykład z Polski) spowodowało spadek dochodów ale jednocześnie nie odnotowano spadku ilości osób palących papierosy. Walka z nałogiem poprzez podniesienie cen okazała się nieskuteczna, bo powstał konkurencyjny rynek papierosów z przemytu. Podobnie dzieje się w przypadku wyrobów alkoholowych i innych. Warto wspomnieć o jeszcze jednym, bardzo ważnym efekcie. Przedsiębiorcy, którzy zdołali utrzymać się na rynku oddają 40% środków, które są im niezbędne do prowadzenia działalności. W ten sposób nie rozwiną dalej działalności, a przeciwnie, będą zmuszeniu ją ograniczyć, szukać oszczędności i ciąć koszty. Efektem tego będzie zamykanie całych przedsiebiorstw, filii, ograniczanie produkcji działów produkcji i oczywiście … redukcja etatów i zwolnienia pracowników.
         Najbardziej jednak negatywnym i psującym rynek efektem jest pogorszenie jakości produktów na rynku. Zauważmy, że przedsiębiorca chcący utrzymać się na rynku po podniesieniu podatków bedzie musiał rozłozyć koszty, które spowodują wzrost cen. Efektem będzie zmniejszenie popytu i spadek dochodów przedsiebiorcy. Jednocześnie część konsumentów zacznie szukać tańszych, a więc gorszej jakości zamienników na rynku. Konsumenci kupią to co tańsze i gorsze, a tym samym zwiększą wsparcie finansowe dla ich producenta. Nie jest wykluczone, że przedsiębiorca, któremu stopa dochodowości będzie się obniżać wkrótce zrezygnuje z działalności zostawiając pole swojemu konkurentowi, albo sam sięgnie po gorsze technologie żeby utrzymać się na rynku. W ten oto sposób wyroby wyższej jakości są zastępowanie wyrobami gorszej jakości.  
         A co będzie, jeśli obniży się podatki. Już słyszę protesty zwolenników teorii lorda M. Keynesa, którzy zapowiedzą zapaść finansów państwa. Czy mają rację? Oczywiście nie. Analogicznie do naszych rozważań, obniżenie podatków to przede wszystkim zachęta do inwestowania i gospodarowania, zatrudniania pracowników i wyjścia z szarej strefy – jeśli się w niej tkwi. Nastąpi więc proces odwrotny – korzystny dla rynku i gospodarki i budżetu państwa. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości co do poprawności teorii Laffera, niech zapozna się z historią gospodarczą USA lat 70, gdzie 70% podatki spowodowały spadek wzrostu gospodarczego do 0,12%, inflację i 8% bezrobocie. Niezadowoleni ludzie wyszli protestować na ulicę. Nasza PRL-owska TV z satysfakcją relacjonowała wtedy namacalne dowody upadku zgniłego kapitalizmu.
         Zmiana polityki po roku 1980 i odejście od realizacji teorii Keynesa, uproszczenie przepisów, zwolnienia podatkowe, zniesienie kontroli cen i rozbicie monopoli spowodowało 4% wzrost gospodarczy, powstanie 17.000.000 miejsc pracy, spadek bezrobocia do 5%, a inflacji do 4%. Inny przykład to Wielka Brytania z roku 1825. W ramach przeprowadzonej reformy gospodarczej obniżono cła (np. o 65% na bawełnę, 90% na żelazo), na skutek czego wpływy do fiskusa zmalały o 2.500.000 £ rocznie. Jednak efektem tego był wzrost gospodarczy i wzrost wpływów podatkowych o 5.000.000 £. W roku 1842 wpływy z cła na rudę miedzi były praktycznie zerowe. Po zmniejszeniu w 1843 r. cła wpływy wyniosły 37.000 £, a już w następnym w roku 1844 prawie 70.000 £. Każdy £ zmniejszenia dochodów państwa to 4 £ korzyści dla gospodarki. W rezultacie reformy przyczyniły się do wzrostu gospodarczego i wpływów podatkowych. Następny przykład znów pochodzi z USA, z lat 20 XX wieku. Przemysłowiec Henri Ford przewidział, że większy zysk osiągnie z większego obrotu, a obrót osiągnie przez obniżenie ceny sprzedaży samochodów. Postanowił więc skalkulowaną na poziomie 3.000 USD cne obniżyć do … 380 USD. Pomysł podchwycił ówczesny sekretarz skarbu Andrew Mellon i mimo ostrych oporów opozycji, w okresie 1921-1926 r. obniżył podatki o prawie 66% – w sumie z 73% do 25%. Na rezultat nie trzeba było długo czekać. Podatki indywidualne wzrosły, dochód narodowy brutto wzrósł o 49,3% - z 69.000.000.000 USD w roku 1921 do 103.000.000.000 USD w roku 1929. Wzrost dochodu narodowego umożliwił zredukowanie deficytu budżetowego z 24.400.000.000 USD do 16.900.000.000 USD, czyli o ok. 29,6%.
         Zwolennikom „ekonomii ludowej” i teorii „sięgania do głębokich kieszeni bogatych” przypomnę, że w roku 1921 podatnicy z grupy dochodowej powyżej 100.000 USD płacili 28% wszystkich wpływów do budżetu, a w roku 1929 aż 51%. Podobne przykłady można odszukać w historii gospodarczej za czasów administracji prezydenta Kennedy’ego z lat 1961-1963, gdzie obniżki doprowadziły do wzrostu wpływów podatkowych o ponad 30%, a podatków o 50% spowodowało wzrost wpływów o 28%. Podobnie było w 1979 roku Wielkiej Brytanii, gdzie obniżono stawki podatków osobistych z 83% do 40%, we Włoszech z 72% do 50%, a także w Kanadzie, Japonii, Niemczech, Francji i wielu innych krajach.
         Najlepiej rozwinięte gospodarki powstały w tych krajach, które w drugiej połowie lat 90 dokonały największych redukcji podatków (USA i Wielka Brytania). Natomiast gospodarki Francji i Niemiec, które dokonały najmniejszych obniżek odnotowano poważne symptomy kryzysu.
         I na koniec ponownie przykład Polski. Podwyżka ceł i podatków na samochody sprowadzane z zagranicy spowodowała w latach 1990-1991 spadek wpływów do budżetu, wzrost akcyzy z 4% na 6% na popularne samochody spowodowała spadek sprzedaży o 26%. Wpływ z akcyzy wzrósł co prawda o 30.000.000 PLN, ale VAT spadł o 43.000.000 PLN. Skarb Państwa odnotował więc stratę 13.000.000 PLN. Podobnie było pod koniec lat 90 z wyrobami spirytusowymi. Po podniesieniu akcyzy w 1998 roku nastąpił spadek wpływów w następnym roku. Natomiast po obniżeniu akcyzy w 2000 roku odnotowano wzrost.
         Pomimo wielu odrębnych stanowisk dotyczących interpretacji prawa Laffera uważam, że efekty utrzymywania podatków na nieuzasadnionym wysokim poziomie i ich podnoszenie zawsze szkodzi gospodarce. Państwo dla swojego istnienia oczywiście musi pobierać podatki i to nie podlega żadnej dyskusji. Jednak szczególnie szkodliwa sytuacja powstaje wtedy, gdy państwo podnosi daniny bo brakuje środków na finansowanie przywilejów grup społecznych lub zawodowych. Mam na myśli przywileje ekonomicznie nieuzasadnione i rażąco godzące w sprawiedliwość społeczną, odziedziczone po poprzednim systemie lub wywalczone w obecnym.
         Przywileje mają to do siebie, że utrwalają tzw. wyuczoną bezradność grup uprzywilejowanych, wzmagają poczucie niesprawiedliwości grup nieuprzywilejowanych, mają tendencje rosnące i są niesprawiedliwe dla pozostałych grup. Z jednej strony rosną żądania w ramach istniejących przywilejów, a z drugiej strony w grupach nieuprzywilejowanych powstają uzasadnione nastroje do szukania pretekstów do podjęcia walki o przywileje. Wiadomo też, że beneficjenci przywilejów traktują skarb państwa jak niewyczerpujący się róg obfitości. Pomijają drobny szczegół, że ten róg napełniany jest pod przymusem państwa przez pozostałych przedsiębiorców. Do tego dołączają się katastrofalne dla budżetu działania ratunkowe wobec przedsiębiorstw i instytucji, które zgodnie ze świętymi prawami wolnego rynku już dawno nie powinny w obecnej postaci istnieć albo upaść. Jeśli w porę nie zrozumiemy tego, nie uzdrowimy gospodarki i nie zlikwidujemy przywilejów, będzie utrzymywać się tendencja do podnoszenia danin, zwiększania się przywilejów i zmniejszania się potencjału źródła finansowania, czyli podatników. Inaczej należy oceniać podatnika, który działa sobie w szarej strefie, bo tak mu wygodnie, a inaczej takiego, który został zepchnięty w szarą strafę przez nadmierny fiskalizm państwa.
         Obecny dług publiczny zbliża się już do kwoty 800.000.000.000 PLN i ma tendencję rosnącą. Szacunkowe obciążenie długiem jawnym statystycznego Polaka ocenia się na ok. 30.000 PLN, a biorąc pod uwagę dług ukryty kwota ta wynosi ok. 80.000 PLN. 
         Przy poruszaniu tematu podatków nigdy nie mogę powstrzymać się do omówienia takiej oto analogii. Na terenie afrykańskiej Kenii i Tanzanii żyje koczownicze plemię Masajów. Jedną z ich praktyk jest upuszczanie krwi zwierzętom hodowlanym. Zwierzęta te jednak przeżywają, bo Masajowie wiedzą (z doświadczenia przekazywanego od pokoleń), że tej krwi można upuścić określoną i nie większą ilość - inaczej zwierze zakończy swój żywot i nie będzie z niego już w przyszłości żadnego pożytku. Wnioski z tego porównania z podatnikiem chyba nie wymagają komentarza. Jako ciekawostkę dorzucę jeszcze, że umiejętności pracy zespołowej Masajów stały się obecnie kanonem do … opracowania zasad funkcjonowania nowoczesnego przedsiębiorstwa.

         A na koniec przestroga, której autorem jest francuski polityk, socjolog i myśliciel, Alexis de Tocqueville, który twierdził, że: „nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz