Życie
też prowadzi szkołę finansów, ale czesne jest bardzo wysokie i nie można
powtarzać roku - autor
Na wstępie chcę zwrócić uwagę, że niektóre
pojęcia wyidealizowaliśmy do rangi nierealnego symbolu i skrzętnie
odizolowaliśmy od ekonomicznej rzeczywistości. Boimy się przyznać, że są
związane z pieniędzmi i mocno od nich uzależnione. Przykładowo macierzyństwo często
traktujemy jak odizolowaną od sfery materialnej idyllę i wartość samą w sobie.
Pomijamy fakt, że dzieci, które oprócz tego, że naturalnie kojarzą się i
powinny być związane z matczyną i ojcowską miłością oraz ich poświęceniem,
zwyczajnie kosztują.
Dziecku trzeba zaspokoić jego potrzeby
na odpowiednim poziomie, a nawet największa rodzicielska miłość staje się
bezradna wobec niedoboru środków pieniężnych. A jak jest odwrotnie, czy pieniądze
mogą zastąpić miłość rodzica? Oczywiście nie, ale ostatnio z niepokojem
zauważam coraz większą rzeszę rodziców testującą prawdziwość tego stwierdzenia.
Pewne jest to, że utrzymanie rodziny i
dzieci to nie tylko dar niebios i najbardziej nawet silne instynkty
macierzyńskie i ojcowskie, ale też kwestia poświęcenia czasu oraz … pieniędzy.
I czy się to komuś podoba, czy nie, zakup żywności, zabawek, odzieży, butów, wyprawki
do szkoły, komputera, lekcji muzyki, tenisa, nauki na
uczelni, wczasów i wszystkich innych dóbr związanych z dziećmi to koszty, które
trzeba zwyczajnie pomnożyć przez ilość dzieci. I mimo tego, że zestawienie
liczenia pieniędzy i dzieci może oburzać i razić, takich rachunków w żaden
sposób pominąć się nie da, a o smutnych skutkach uporczywego nieuwzględniania
aspektu finansowego w wychowaniu dzieci można długo wysłuchiwać w relacjach
pracowników ośrodków pomocy społecznej.
A jak wygląda rzeczywistość. Nie robimy
żadnych planów na przyszłość i nie wiążemy prawidłowo z nimi pieniędzy. Znamy i
nadużywamy tylko wspomnianą już funkcję płatniczą, o innych funkcjach pieniędzy
wiemy niewiele. Dodatkowo, od dawna wymagający rewolucyjnych reform system
naszego szkolnictwa, do tej pory nie zapewnia nawet elementarnego przygotowania
do radzenia sobie z finansami. Poza tym niestety wciąż bardzo mało jest domów,
w których w ogóle mówi się o pieniądzach, nie mówi się wprost, nie wspominając
już o aktywnym angażowaniu dzieci w procesy decyzyjne dotyczące planowania
domowych zakupów, oszczędzania czy inwestowania. A szkoda, bo np. otwarcie i
prowadzenie dla dziecka "konta" w Domowym Banku Dziecka może, w zależności od
pomysłowości rodzica, stanowić dobrą zabawę, ale i znakomitą, pierwszą, i co
najważniejsze – darmową i bezpieczną szkołę finansów, uczącą zjawisk
finansowych i kształtującą prawidłowe postawy wobec pieniądza. Ale o tym
później.
Trzeba podkreślić, że badania
jednoznacznie wykazują na to, że dzieci z domów, w których pieniądz i finanse
są normalnym, obecnym i ważnym tematem, znacznie lepiej radzą sobie z finansami
niż dzieci wychowywane w izolacji od tego tematu.
ogólne
zasady rozmów o finansach
Przede
wszystkim o finansach – i nie tylko! - z dziećmi trzeba zawsze rozmawiać
wprost, otwarcie i uczciwie. Naturalnie słownictwo i sama treść rozmów musi być
dostosowana do wieku dziecka, a ściślej do jego gotowości, możliwości i chęci
przyswajania sobie wiedzy na ten temat. Rodzic musi być wiarygodny i postępować
zgodnie z uznawanymi i głoszonym przez siebie zasadami. Nie można jednocześnie
głosić idei oszczędzania pieniędzy i tłumaczyć dziecku, że nie stać nas na
jakiś ważny dla niego zakup, a jednocześnie być rozrzutnym – dziecko
natychmiast to dostrzeże. O pieniądzach (nie pieniążkach!) Mówmy wprost i
nazywajmy rzeczy po imieniu. Nie ukrywajmy przed dziećmi, że podejmujemy jakieś
działania finansowe dla zysku. Jeśli przechodzimy trudny finansowo okres, też nie
ukrywajmy tego przed dziećmi, że mamy do dyspozycji mniej pieniędzy (niż
zazwyczaj). Takie sytuacje są naturalne i nie powinny stanowić żadnej tajemnicy
ani tabu. Poza tym pamiętajmy, że i tak nie mamy innego wyjścia i nie grajmy przed
dziećmi milionerów – przejściowo bez gotówki, bo dzieci są doskonałymi
obserwatorami i szybko się zorientują, że to nie jest prawdą. Nie twórzmy
sztucznych sytuacji, w których sami zmuszeni jesteśmy do pewnych wyrzeczeń, a
nasze dzieci nic o tym nie wiedzą i żyją sobie obok w błogiej nieświadomości.
Nie chrońmy dzieci przed takimi informacjami, bo nasze dzieci wychowane w
atmosferze sztucznej sielanki kiedyś boleśnie zderzą się z prawdziwym światem -
wystarczy już, że szkoły uczą dzieci o świecie, który nie istnieje.
Żadne
pytanie dziecka nie może spotkać się z wymijającą odpowiedzią rodzica albo tym
bardziej z uniwersalnym wykrętem, że … jest za małe na takie tematy. W ten
sposób przekazujemy dziecku – nie wprost – informację, że temat jest jakiś
szczególny, a brak satysfakcjonującej odpowiedzi spowoduje, że zostanie
zakwalifikowany przez dziecko do kategorii tematów specjalnych, a nawet
zagrażających, o których z niewiadomych przyczyn nie można w prosty i naturalny
sposób porozmawiać. Nie dziwmy się wtedy w przyszłości, że nasza pociecha przy
poruszeniu jakiegoś tematu - rodzinnego tabu - będzie reagowała w sposób
szczególny, nienaturalny i najczęściej niewłaściwy. Ukrywanie faktu, że mamy
trudności albo dotykają nas kryzysy prowadzi do wychowania dziecka w świecie
fałszywych finansów.
Nikt nie jest doskonały i nie ma sposobu na podejmowanie wyłącznie dobrych decyzji – to utopijna teoria. Rodzina stanowi całość i wszyscy jej członkowie powinni być świadomi tego, że czasem trzeba z czegoś zrezygnować. Powiem więcej. Takie sytuacje są nawet doskonałą szkołą życia rodzinnego, z której dziecko, z naszą niezbędną pomocą wyniesie satysfakcjonującą umiejętność rezygnowania z czegoś na konto innych członków rodziny. Ale to nie wszystko. Jak najbardziej oczekujmy od dziecka rad – ich przydatność może nas niejednokrotnie miło zaskoczyć. Kiedyś mój znajomy opowiadał ze wzruszeniem, a ja nie z mniejszym wzruszeniem słuchałem, jak pewnego razu rozmawiał ze swoja żoną na temat trudności finansowych, które ich przejściowo spotkały. Nie byli świadomi, że rozmowie przysłuchuje się ich kilkuletni synek, który bawił się obok w swoim pokoju i w pewnym momencie przyniósł im i bez słowa postawił na stole swoją skarbonkę, do której zbierał pieniądze na wymarzoną zabawkę. To wspaniały przejaw więzi rodzinnej i świadectwo tego, że już taki malec jest zdolny i gotowy do poświęceń.
Nikt nie jest doskonały i nie ma sposobu na podejmowanie wyłącznie dobrych decyzji – to utopijna teoria. Rodzina stanowi całość i wszyscy jej członkowie powinni być świadomi tego, że czasem trzeba z czegoś zrezygnować. Powiem więcej. Takie sytuacje są nawet doskonałą szkołą życia rodzinnego, z której dziecko, z naszą niezbędną pomocą wyniesie satysfakcjonującą umiejętność rezygnowania z czegoś na konto innych członków rodziny. Ale to nie wszystko. Jak najbardziej oczekujmy od dziecka rad – ich przydatność może nas niejednokrotnie miło zaskoczyć. Kiedyś mój znajomy opowiadał ze wzruszeniem, a ja nie z mniejszym wzruszeniem słuchałem, jak pewnego razu rozmawiał ze swoja żoną na temat trudności finansowych, które ich przejściowo spotkały. Nie byli świadomi, że rozmowie przysłuchuje się ich kilkuletni synek, który bawił się obok w swoim pokoju i w pewnym momencie przyniósł im i bez słowa postawił na stole swoją skarbonkę, do której zbierał pieniądze na wymarzoną zabawkę. To wspaniały przejaw więzi rodzinnej i świadectwo tego, że już taki malec jest zdolny i gotowy do poświęceń.
realny
i fałszywy świat finansów
Rodzic
musi oswoić dziecko z prozaicznym faktem, że utrzymanie, czyli przysłowiowe „życie”
kosztuje. Że pieniądze nie rosną na drzewach, że pochodzą z pracy i nie bierze się ich z banku, który bynajmniej nie
jest instytucją charytatywną.
Pamiętajmy też o tym, żeby z naszych zachowań nie wynikało wprost stawianie pieniędzy w pierwszym szeregu wartości. Dlatego błędem jest usprawiedliwianie braku czasu dla dziecka koniecznością zarabiania pieniędzy. W ten sposób dziecko umieszczamy w skali wartości za pieniądzem.
Takie
życie powoduje przystosowanie się dziecka do sztucznego, sielankowego świata
stworzonego przez rodziców – oczywiście bezpiecznego i wygodnego, ale niestety nieistniejącego. Potrzeby rodziców w takim świecie się nie liczą – najważniejsze
jest dziecko, które jest centrum świata i wszystkie jego zachcianki są
skrupulatnie i za wszelką cenę realizowane. Taka postawa rodziców powoduje
powstanie u dziecka pozornego wrażenia dostępności wszystkiego. Niestety kiedyś dziecko - jako dorosły - opuści
taki sztuczny dom rodzinny i wejdzie w prawdziwy świat, do którego zupełnie nie
będzie przystosowane. Konfrontacja swoich doświadczeń ze „sztucznego” świata z
tym prawdziwym może być niezwykle trudna, bolesna i fatalna w skutkach. Pamiętajmy
też o tym, że nasze dziecko swoje nawyki ze stworzonego mu „sztucznego świata”
będzie stosować w dorosłym życiu w stosunku do swoich bliskich. Zadaniem
rodzica jest stopniowe i kontrolowane wdrażanie dziecka we wszystkie aspekty
życia, które trwa przecież od urodzenia i nie zacznie się nagle po osiągnięciu
jakiegoś wieku – np. dojrzałości.
Pozwolę
sobie w tym miejscu na małą dygresję. Otóż spotykam często matki, których
pociechy wchodzą im na głowę i nawet potrafią wymierzyć kopniaka za odmowę
kupienia zabawki, które kwitują to stwierdzeniem, że to tylko, lub jeszcze dzieci
... Nie wiem, co to oznacza, ale obawiam się, że te panie planują rozpoczęcie
wychowania od 18 roku życia dziecka.
Stanowczo
uważam, że przedszkole i szkoła mogą pełnić jedynie zadanie pomocnicze – być
„wzmacniaczem” i „kontynuatorem” działań rodzica – nigdy odwrotnie. Oczekiwanie
od szkoły samodzielnej i samotnej realizacji zadań wychowawczych należących do
rodzica, a tym bardziej zrzucanie na nią odpowiedzialności za to jest wielkim
nieporozumieniem i kardynalnym błędem. Jeśli dobrze wypełnimy swoją rolę wychowawczą
i edukacyjną, żaden temat nie będzie w przyszłości dla naszego dziecka nowością
i zaskoczeniem.
Ta
rodzicielska rola nie jest niczym nadzwyczajnym i wymaga od rodzica jedynie
przemyśleń, zdrowego rozsądku i naturalnych zachowań. Dotyczy absolutnie
wszystkich tematów, ale my, programowo wracamy oczywiście do naszych finansów.
Jednym słowem, uczmy nasze dzieci finansów, zanim je nauczy życie. Jak uczyć
finansów?
finanse
w praktyce
Do
przekazania pierwszych informacji związanych z finansami – i każdych innych -
najlepiej oczywiście nadaje się zabawa. Absolutnie wszystko zależy od chęci,
dobrej woli i pomysłowości rodzica. Na początku można bawić się z dzieckiem w
handel wymienny. Zabawa jest okazją do uświadomienia dziecku faktu, że przedmioty
mają wartość, że różnią się tą wartością, wielkością i że np. za jeden jakiś
przedmiot można dostać trzy inne. Doskonałą zabawą jest zabawa w sklep. Rolę
pieniądza mogą początkowo pełnić klocki, guziki, żetony od gier planszowych,
itp. Ceny można wypisywać na metkach w formie kółek (1 kółko, 2 kółka, 3,
itp.). Role towarów może pełnić absolutnie wszystko. Możemy używać klocków,
cukierków, zabawek i wszystkiego, co da się policzyć i sprzedać. Można też
„towary” ważyć, mierzyć, dzielić pod względem koloru, wielkości lub innych
dowolnych cech, które będą wpływać na cenę. W trakcie zabawy za towary płacimy
odpowiednią ilością pieniędzy (np. 1 klocek, 2 klocki, 3 klocki, itp.). W
trakcie zabawy można też zajmować się zwrotami towarów, ich reklamowaniem,
zawieraniem umów, zamawianiem różnych usług, negocjowaniem cen itp. Wszystko w
rękach rodzica i jego pomysłowości. Rekwizyty modyfikujemy z wiekiem dziecka,
zastępując kółka cyframi, a klocki pieniędzmi do zabawy albo prawdziwymi. Inną
zabawą godną polecenia jest kalkulacja produktu. Przy okazji zaplanowanego
wspólnego wypieku ciasta albo wykonania jakiejś pracy w domu (np. zrobienia
szafki), można z dzieckiem zrobić kalkulacje produkcyjną. W tym celu można
policzyć koszt zakupu surowców, oszacować czas i koszt wykonania, koszt użycia
narzędzi i wreszcie, wliczając w to zysk, ustalić cenę końcową. Na końcu można
to porównać z jakością i ceną wyrobów gotowych. Taka zabawa uświadomi dziecku
skąd biorą się ceny produktów oferowanych w sklepach, co to jest technologia i
koszty produkcji. Znakomitą nauką i kontynuacją wcześniejszych zabaw są
oczywiście prawdziwe zakupy w prawdziwym sklepie i przygotowanie do nich – np. wspólne
robienie listy zakupów.
Wiem
z doświadczenia, że zakupy z dzieckiem to najlepsza okazja do wspólnego
wybierania produktów, ich oceny, omawiania ich jakości, porównywania cen,
czytania informacji na metkach i wybieranie tych istotnych w punktu widzenia
decyzji o zakupie. To okazja do prowadzenia rozmów ze sprzedawcami,
negocjowania cen, składania reklamacji, szukania różnych cen produktu w różnych
sklepach, etc. I tu ważna uwaga. Pozwólmy dziecku samodzielnie wybierać
produkty. Niech wybierze i kupi coś zupełnie samodzielnie. Pozwólmy dziecku na
samodzielne popełnianie błędów w tym zakresie. Niech dziecko odczuje i
przemyśli skutki złego wyboru – to będzie dobre doświadczenie i nauczka na
przyszłość. Uczmy dziecko dostrzegania sztuczek stosowanych przez reklamę i
marketing, bo ta wiedza uodporni go na przyszłość. I w tym miejscu muszę
wspomnieć o bzdurnych poradach licznych specjalistów od strategii zakupowych,
którzy w programach telewizyjnych i radiowych dla konsumentów polecają
rodzicom, aby na zakupy nie zabierali ze sobą dzieci. Ich zdaniem pozwoli to
uniknąć skutecznych nacisków dzieci na dokonywanie zakupów towarów pod wpływem
reklam, na które dzieci są szczególnie podatne. Słuchając tego nie mogę wyjść z
podziwu, jak mieniąc się specjalistą od wychowania można formułować tak
absurdalne porady i kierować je w mediach do rodziców. To tak, jakby trzymać
dziecko w domu i nie wypuszczać z niego na zewnątrz, bo tam są bakterie i
wirusy! Nie chcę być posądzany o złośliwość, ale do tych porad dorzuciłbym
jeszcze taką żeby w ogóle przed dziećmi ukrywać istnienie sklepów i pieniędzy.
W ten sposób temat niewygodny zakupów przestałby być problemem. To wyjątkowo
absurdalna teoria. To właśnie sklep jest idealnym miejscem do nauczenia dziecka
robienia zakupów i wyrobienia odpowiedniej postawy wobec reklam. Izolowanie
dziecka od tego problemu jest największym błędem. Kto go nauczy robienia
zakupów? Przy takiej postawie rodziców będzie skazane na samotną naukę na
własnych błędach w przyszłości. A teraz kilka słów o finansach domowych.
Rodzina
ma budżet i należy to dziecku uświadomić. Rozmowy o budżecie rodziny, o pracy,
dochodach, planowanych wydatkach, potrzebach jej członków i o wspólnych
wczasach, powinny odbywać się w atmosferze wieczornych spotkań – np. przy
podwieczorku i najlepiej mieć charakter rodzinnej narady. Takie spotkania są
doskonałą szkołą powadzenia rozmów - w sensie ogólnym, umiejętności
dostrzegania potrzeb innych osób, negocjowania, formułowania swojego
stanowiska, planowania swoich działań, podporządkowywania się, ale przede
wszystkim szkołą mówienia wprost o pieniądzach, które, jak wcześniej wspominałem,
w naszej kulturze jeszcze wciąż niestety stanowią dla nas temat tabu. Jeśli
takie rozmowy-narady rodzinne wprowadzimy już na etapie, w których nasze dzieci
zgłaszają potrzebę zakupu zabawki, staną się naturalnym elementem życia
rodzinnego, a miejmy nadzieję, że i późniejszą tradycją w ich dorosłym życiu.
Oczywiście narady przy stole to docelowa forma rozmów z dzieckiem. Jak już
wcześniej wspomniałem, pierwsze takie rozmowy mogą się rozpocząć podczas
wspólnych zabaw. Podkreślam raz jeszcze, że atmosfera i sytuacja zabawy zawsze
jest doskonałą płaszczyzną do rozmów z dzieckiem – absolutnie na każdy temat.
Taka pierwsza narada finansowa może np. przynieść oczekiwaną rezygnację dziecka
z zakupu zabawki na konto np. zakupu kurtki dla mamy. Można uzgodnić, że
zabawka zostanie zakupiona w późniejszym określonym terminie albo wcale. Taka
konieczność nie musi być realna – może być sztuczna, stworzona na potrzeby
wychowawcze. Poza tym „sytuacja stworzona na potrzebę narady” może się zmienić
i zakup zabawki może później nastąpić. Ważna w takiej sytuacji jest sama
decyzja dziecka o tym, że ważniejszy jest zakup kurtki dla mamy niż kupno
zabawki.
Pamiętajmy,
że dzieci bardzo wnikliwie nas obserwują i mają naturalnie zanikający niestety
z wiekiem nawyk naśladownictwa. Póki co, warto więc ten fakt sensownie
wykorzystać w sensie ogólnym, a zgodnie z naszymi rozważaniami, do oswojenia
dziecka z pieniędzmi i finansami, zapoznania z problemami, które będą mu
towarzyszyć w życiu dorosłym. Wyposażone w wiedzę, nawyki i doświadczenia
wyniesione z domu będzie świadomym, rozważnym i odpowiedzialnym uczestnikiem
rynku.
Wychowanie
finansowe to proces wymagający cierpliwości i, w tym zwłaszcza przypadku,
żelaznej konsekwencji. W sferze finansów nie traktujmy dziecka jak kochający i
troskliwi rodzice, ale jak surowi kontrahenci. Naszą szczodrość okazujmy
dziecku, ale inaczej - nie działając wbrew logice podjętego działania
wychowawczego dotyczącego finansów. Nie zarządzajmy budżetem kieszonkowego
naszego dziecka, ale też i nie finansujmy powstałych w nim deficytów. Jeśli źle
zaplanowało swoje wydatki, musi ponieść konsekwencje – nigdy nie stosujmy
interwencji finansowych – to nauka bardzo złych nawyków. Jeśli dziecku nie
starczy pieniędzy do kolejnej wypłaty kieszonkowego, musi to odczuć – inaczej
przysłowiowe nici z naszej nauki.
Niedopuszczalne
jest stosowanie kar wobec dziecka za jego złe, ale samodzielne decyzje
zakupowe. Pozwólmy dziecku kupić bubel po to, żeby samo odczuło właściwości
produktu niskiej jakości i wyciągnęło odpowiednie wnioski na przyszłość. Taka
sytuacja jest doskonałą okazją do rozmowy, np. na temat zależności jakości od
ceny. Pamiętajmy tez o tym, że im młodsze dziecko, tym bubel będzie tańszy i
strata mniejsza.
Nie pozostawiajmy dziecka sam na sam z reklamami. To
wystawienie go na pastwę wyrafinowanych technik ich twórców, wobec których
niestety jest bezbronne. Dotyczy to szczególnie reklam telewizyjnych i
najbardziej podatnych na nie najmłodszych dzieci. Oglądajmy je wspólnie z nim –
rzeczowo, żywo komentując i analizując ich treść. Wspólne analizy – dekodowanie
- treści reklam to świetna i pouczająca zabawa. Dla ułatwienia proponuje
posłużenie się przykładowymi pytaniami dla „Detektywa Reklam”:
1. Czego dotyczy reklama?
2. Do kogo jest skierowana?
3. Co nas ma przekonać do zakupu?
4. Czy treść (przekaz) reklamy jest prawdziwa?
5. Co z reklamy można poddać weryfikacji?
6. Jakie wady ma reklamowany produkt?
7. Na czyj autorytet powołują się twórcy reklamy i czy jest
to autorytet wiarygodny?
8. Jakie faktyczne korzyści daje posiadanie reklamowanego
produktu?
9. Czy są na rynku lepsze produkty?
… itp.
Oczywiście pytania są przykładowe. Właściwe
w naturalny sposób powstaną podczas oglądania reklamy i nie chodzi o czytanie
pytań z listy, ale o rzeczowe rozmawianie o reklamie. To wyłącznie naszym
zadaniem i obowiązkiem jest nauczenie dziecka odczytywania właściwej treści
reklam. Musimy mu uświadamiać, że roześmiane dzieci z reklamy to opłacani
aktorzy, a ich zachowanie i to, co mówią jest dokładnie wyreżyserowane przez
specjalistów sowicie opłacanych przez ich zleceniodawców – producentów.
Oczywiście nie wszystkie reklamy zasługują na negatywną krytykę i wypada to
podkreślić w stosownym momencie.
Wynagradzanie
dzieci
Każde
dziecko powinno otrzymywać od rodziców kieszonkowe. Wybór wieku, od którego
należy rozpocząć wypłacanie kieszonkowego oraz jego wysokość zależy oczywiście
od decyzji rodziców. Myślę, że trudno wyznaczać jakąś dolną granicę wiekową w
tym zakresie i myślę, że należy kierować się obserwacją i zdrowym rozsądkiem.
Jeśli dziecko zgłasza, a my dostrzegamy jego gotowość do posiadania własnych pieniędzy,
należy zacząć mu je wypłacać. Wypłaty powinny być regularne, a ich wysokość
związana z rzeczywistymi potrzebami dziecka. Im młodsze dziecko, tym wypłaty
powinny być częstsze, a kwoty mniejsze. Z wiekiem należy zwiększać kwoty i
zmniejszać częstotliwość wypłat. Pierwsze pieniądze mogą być przeznaczone na
dokonywanie drobnych „samodzielnych” zakupów przy okazji wspólnych zakupów z
rodzicami. Później, z wiekiem zwiększamy kwoty wypłat kieszonkowego z
jednoczesnym zwiększaniem listy zakupów, które dziecko dokonuje samodzielnie.
Dla przykładu można uzgodnić, że zeszyty, książki i inne pomoce szkolne dziecko
będzie kupowało za własne pieniądze i w związku z tym odpowiednio podwyższamy
kwotę kieszonkowego. Powierzenie dziecku zakupów za własne pieniądze to jednocześnie
przekazanie mu odpowiedzialności za decyzje zakupowe. Pamiętajmy, że dziecko
nie zawsze wróci z zakupów z czymś, co my byśmy wybrali. Bez względu na
okoliczności musimy się jednak z tym pogodzić i w pełni uszanować jego decyzje.
Jeśli tak zrobimy możemy się spodziewać, że po pewnym czasie samo zapyta nas o
opinię, w przyszłości poprosi o radę przed zakupem albo nawet poprosi nas o
towarzyszenie mu przy zakupie. Pamiętajmy, że nikt nie lubi być strofowany i
krytykowany i na takie zachowanie możemy liczyć tylko wtedy, gdy dziecko będzie
czuło pełną swobodę przy podejmowaniu decyzji zakupowych.
Nie
unikajmy zasugerowania konieczności podjęcia pracy przez nasze dzieci – bez
względu na sytuację materialną. Uważam nawet, że taka praca dla nastolatka jest
koniecznością. Już 13-letnie dziecko może podjąć lekkie, 2 godzinne prace.
Praca jest świetnym, bo bezpiecznym i komfortowym sposobem sprawdzenia się w
roli pracownika. Jest znakomitą pierwszą zabawą w dorosłego, szkołą poznania
relacji pracownik-podwładny, dyscypliny, punktualności i obowiązkowości.
Samodzielnie zarobione pierwsze pieniądze przynoszą ogromną satysfakcje. Tylko
w ten jedyny sposób można poczuć trud ich zdobycia i płynący z tego szacunek.
To dobre doświadczenie na dalsze życie. Praca nie musi być formalna. To może
być pomoc komuś w prowadzeniu firmy, robienie zakupów sąsiadce, praca w ogródku
przy sadzeniu kwiatków, wyprowadzanie psa, porządkowanie mieszkania, – ale
uwaga, nie swojego!.
Za
poważny błąd uważam wynagradzanie dzieci za wykonywanie prac, które powinny
należeć do ich normalnych domowych obowiązków. W każdym domu powinna panować
zasada – wszyscy mieszkają wspólnie i wszyscy pracują wspólnie. Powinien być
podział obowiązków i rozliczanie za ich wykonanie. Nie może być wyjątków. To
przecież rolą rodziców jest płynne wdrażanie dziecka w życie dorosłe, któremu
przecież stale będą towarzyszyć obowiązki. Z wiekiem, w zależności od sytuacji
ilość obowiązków powinna się stopniowo zwiększać. Izolowanie dziecka od
normalnych domowych zadań i obowiązków to postępowanie przypominające
zastawienie pułapki. Często słyszę uzasadnienie takich działań za pomocą
stwierdzenia: „zdąży się jeszcze w życiu napracować”. Wynikiem tego jest
sytuacja, kiedy nieświadomy młody człowiek wkracza w dorosły świat właśnie jak
w pułapkę, gdzie zasypywany jest … obowiązkami, z którymi naturalnie nie może
sobie poradzić, bo nigdy ich nie miał. Wynoszenie śmieci, robienie zakupów,
sprzątanie mieszkania, mycie naczyń, praca w ogródku, opieka nad zwierzętami
czy pomoc rodzicom nie może być wynagradzane inaczej jak uśmiechem, uściskiem,
czy innym sposobem wyrażania wdzięczności – wzajemnej wdzięczności, bo przecież
każdy dla każdego coś robi. Oczywiście ofiarowanie pieniędzy za jakąś pomoc
jest dopuszczalne, ale w żadnym wypadku nie może być regułą i motywem działania
dziecka!
Uważam
natomiast, że kardynalnym błędem jest płacenie dziecku za dobre oceny w szkole.
To po stronie rodzica leży obowiązek uświadomienia dziecku, że nauka w szkole
to odpowiedzialna i obowiązkowa praca. Jest czasem bardzo ciężka, ale
wykonywana jest na swój rachunek i na konto własnego przyszłego życia. Wszyscy
przecież w domu pracują, a nauka jest jedną z obowiązkowych prac do wykonania.
Nauka to przywilej i własna inwestycja dziecka i płacić za nią absolutnie się
nie powinno. Wynagrodzenie za nią pojawi się w przyszłości. Inną natomiast jest
sytuacja, gdy dziecko zgłasza chęć wykonania naprawy albo takich prac, do
których skłonni byliśmy wynająć fachowca – np. malarza czy stolarza. Wtedy
wynagrodzenie oczywiście dziecko otrzymać powinno. Generalna zasada dotycząca
roli pieniędzy w relacjach rodzinnych powinna być po prostu oparta na zdrowym
rozsądku.
Na
zakończenie chcę podkreślić i wiem, że może to zabrzmieć egoistycznie, ale zgodnie z
prawdą. Nasza przyszłość zależy od przyszłego stanu naszej gospodarki, a ten
jest wprost zależny od wychowania, świadomości i wykształcenia naszych dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz