czwartek, 12 czerwca 2014

Dzieci i finanse

         Życie też prowadzi szkołę finansów, ale czesne jest bardzo wysokie i nie można powtarzać roku - autor

         Na wstępie chcę zwrócić uwagę, że niektóre pojęcia wyidealizowaliśmy do rangi nierealnego symbolu i skrzętnie odizolowaliśmy od ekonomicznej rzeczywistości. Boimy się przyznać, że są związane z pieniędzmi i mocno od nich uzależnione. Przykładowo macierzyństwo często traktujemy jak odizolowaną od sfery materialnej idyllę i wartość samą w sobie. Pomijamy fakt, że dzieci, które oprócz tego, że naturalnie kojarzą się i powinny być związane z matczyną i ojcowską miłością oraz ich poświęceniem, zwyczajnie kosztują.
         Dziecku trzeba zaspokoić jego potrzeby na odpowiednim poziomie, a nawet największa rodzicielska miłość staje się bezradna wobec niedoboru środków pieniężnych. A jak jest odwrotnie, czy pieniądze mogą zastąpić miłość rodzica? Oczywiście nie, ale ostatnio z niepokojem zauważam coraz większą rzeszę rodziców testującą prawdziwość tego stwierdzenia.
         Pewne jest to, że utrzymanie rodziny i dzieci to nie tylko dar niebios i najbardziej nawet silne instynkty macierzyńskie i ojcowskie, ale też kwestia poświęcenia czasu oraz … pieniędzy. I czy się to komuś podoba, czy nie, zakup żywności, zabawek, odzieży, butów, wyprawki do szkoły, komputera, lekcji muzyki, tenisa, nauki na uczelni, wczasów i wszystkich innych dóbr związanych z dziećmi to koszty, które trzeba zwyczajnie pomnożyć przez ilość dzieci. I mimo tego, że zestawienie liczenia pieniędzy i dzieci może oburzać i razić, takich rachunków w żaden sposób pominąć się nie da, a o smutnych skutkach uporczywego nieuwzględniania aspektu finansowego w wychowaniu dzieci można długo wysłuchiwać w relacjach pracowników ośrodków pomocy społecznej.
         A jak wygląda rzeczywistość. Nie robimy żadnych planów na przyszłość i nie wiążemy prawidłowo z nimi pieniędzy. Znamy i nadużywamy tylko wspomnianą już funkcję płatniczą, o innych funkcjach pieniędzy wiemy niewiele. Dodatkowo, od dawna wymagający rewolucyjnych reform system naszego szkolnictwa, do tej pory nie zapewnia nawet elementarnego przygotowania do radzenia sobie z finansami. Poza tym niestety wciąż bardzo mało jest domów, w których w ogóle mówi się o pieniądzach, nie mówi się wprost, nie wspominając już o aktywnym angażowaniu dzieci w procesy decyzyjne dotyczące planowania domowych zakupów, oszczędzania czy inwestowania. A szkoda, bo np. otwarcie i prowadzenie dla dziecka "konta" w Domowym Banku Dziecka może, w zależności od pomysłowości rodzica, stanowić dobrą zabawę, ale i znakomitą, pierwszą, i co najważniejsze – darmową i bezpieczną szkołę finansów, uczącą zjawisk finansowych i kształtującą prawidłowe postawy wobec pieniądza. Ale o tym później.
         Trzeba podkreślić, że badania jednoznacznie wykazują na to, że dzieci z domów, w których pieniądz i finanse są normalnym, obecnym i ważnym tematem, znacznie lepiej radzą sobie z finansami niż dzieci wychowywane w izolacji od tego tematu.

ogólne zasady rozmów o finansach

         Przede wszystkim o finansach – i nie tylko! - z dziećmi trzeba zawsze rozmawiać wprost, otwarcie i uczciwie. Naturalnie słownictwo i sama treść rozmów musi być dostosowana do wieku dziecka, a ściślej do jego gotowości, możliwości i chęci przyswajania sobie wiedzy na ten temat. Rodzic musi być wiarygodny i postępować zgodnie z uznawanymi i głoszonym przez siebie zasadami. Nie można jednocześnie głosić idei oszczędzania pieniędzy i tłumaczyć dziecku, że nie stać nas na jakiś ważny dla niego zakup, a jednocześnie być rozrzutnym – dziecko natychmiast to dostrzeże. O pieniądzach (nie pieniążkach!) Mówmy wprost i nazywajmy rzeczy po imieniu. Nie ukrywajmy przed dziećmi, że podejmujemy jakieś działania finansowe dla zysku. Jeśli przechodzimy trudny finansowo okres, też nie ukrywajmy tego przed dziećmi, że mamy do dyspozycji mniej pieniędzy (niż zazwyczaj). Takie sytuacje są naturalne i nie powinny stanowić żadnej tajemnicy ani tabu. Poza tym pamiętajmy, że i tak nie mamy innego wyjścia i nie grajmy przed dziećmi milionerów – przejściowo bez gotówki, bo dzieci są doskonałymi obserwatorami i szybko się zorientują, że to nie jest prawdą. Nie twórzmy sztucznych sytuacji, w których sami zmuszeni jesteśmy do pewnych wyrzeczeń, a nasze dzieci nic o tym nie wiedzą i żyją sobie obok w błogiej nieświadomości. Nie chrońmy dzieci przed takimi informacjami, bo nasze dzieci wychowane w atmosferze sztucznej sielanki kiedyś boleśnie zderzą się z prawdziwym światem - wystarczy już, że szkoły uczą dzieci o świecie, który nie istnieje.
         Żadne pytanie dziecka nie może spotkać się z wymijającą odpowiedzią rodzica albo tym bardziej z uniwersalnym wykrętem, że … jest za małe na takie tematy. W ten sposób przekazujemy dziecku – nie wprost – informację, że temat jest jakiś szczególny, a brak satysfakcjonującej odpowiedzi spowoduje, że zostanie zakwalifikowany przez dziecko do kategorii tematów specjalnych, a nawet zagrażających, o których z niewiadomych przyczyn nie można w prosty i naturalny sposób porozmawiać. Nie dziwmy się wtedy w przyszłości, że nasza pociecha przy poruszeniu jakiegoś tematu - rodzinnego tabu - będzie reagowała w sposób szczególny, nienaturalny i najczęściej niewłaściwy. Ukrywanie faktu, że mamy trudności albo dotykają nas kryzysy prowadzi do wychowania dziecka w świecie fałszywych finansów.
         Nikt nie jest doskonały i nie ma sposobu na podejmowanie wyłącznie dobrych decyzji – to utopijna teoria. Rodzina stanowi całość i wszyscy jej członkowie powinni być świadomi tego, że czasem trzeba z czegoś zrezygnować. Powiem więcej. Takie sytuacje są nawet doskonałą szkołą życia rodzinnego, z której dziecko, z naszą niezbędną pomocą wyniesie satysfakcjonującą umiejętność rezygnowania z czegoś na konto innych członków rodziny. Ale to nie wszystko. Jak najbardziej oczekujmy od dziecka rad – ich przydatność może nas niejednokrotnie miło zaskoczyć. Kiedyś mój znajomy opowiadał ze wzruszeniem, a ja nie z mniejszym wzruszeniem słuchałem, jak pewnego razu rozmawiał ze swoja żoną na temat trudności finansowych, które ich przejściowo spotkały. Nie byli świadomi, że rozmowie przysłuchuje się ich kilkuletni synek, który bawił się obok w swoim pokoju i w pewnym momencie przyniósł im i bez słowa postawił na stole swoją skarbonkę, do której zbierał pieniądze na wymarzoną zabawkę. To wspaniały przejaw więzi rodzinnej i świadectwo tego, że już taki malec jest zdolny i gotowy do poświęceń.

realny i fałszywy świat finansów

         Rodzic musi oswoić dziecko z prozaicznym faktem, że utrzymanie, czyli przysłowiowe „życie” kosztuje. Że pieniądze nie rosną na drzewach, że pochodzą z  pracy i nie bierze się ich z banku, który bynajmniej nie jest instytucją charytatywną.
         Pamiętajmy też o tym, żeby z naszych zachowań nie wynikało wprost stawianie pieniędzy w pierwszym szeregu wartości. Dlatego błędem jest usprawiedliwianie braku czasu dla dziecka koniecznością zarabiania pieniędzy. W ten sposób dziecko umieszczamy w skali wartości za pieniądzem.  
         Problem, jaki z pewnością pojawi się na początku, to określenie momentu, od którego należy zacząć rozmawiać o finansach, jak rozmawiać i o czym konkretnie. Otóż nie ma jednoznacznych teorii na ten temat. Uważam, że każdy z rodziców sam powinien ocenić, od kiedy zacząć rozmowy o pieniądzach i finansach. Dodatkowo komfortowym jest fakt, że tematy pieniędzy i finansów nie są w jakiś szczególny sposób trudne ani zagrażające. Pieniędzy używamy codziennie i w sytuacji, gdy jesteśmy z dzieckiem można mu opowiadać o tym skąd się biorą pieniądze, skąd my jej mamy i do czego służą. Naturalnie inaczej będą wyglądają rozmowy z 4-latkiem, a inaczej z 14-latkiem. Uważam, że rozmowy trzeba jednak rozpocząć jak najwcześniej. Obserwuję ludzi, którzy wychowują swoje dzieci „bezstresowo” starannie izolując je od wszystkich „trudnych tematów”. Według nich doniosłą rolą rodzica jest zapewnienie dziecku atmosfery absolutnej beztroski. Ich zdaniem na „dorosłe tematy” pociechy mają jeszcze czas. Nic bardziej błędnego!
         Takie życie powoduje przystosowanie się dziecka do sztucznego, sielankowego świata stworzonego przez rodziców – oczywiście bezpiecznego i wygodnego, ale niestety nieistniejącego. Potrzeby rodziców w takim świecie się nie liczą – najważniejsze jest dziecko, które jest centrum świata i wszystkie jego zachcianki są skrupulatnie i za wszelką cenę realizowane. Taka postawa rodziców powoduje powstanie u dziecka pozornego wrażenia dostępności wszystkiego. Niestety kiedyś dziecko - jako dorosły - opuści taki sztuczny dom rodzinny i wejdzie w prawdziwy świat, do którego zupełnie nie będzie przystosowane. Konfrontacja swoich doświadczeń ze „sztucznego” świata z tym prawdziwym może być niezwykle trudna, bolesna i fatalna w skutkach. Pamiętajmy też o tym, że nasze dziecko swoje nawyki ze stworzonego mu „sztucznego świata” będzie stosować w dorosłym życiu w stosunku do swoich bliskich. Zadaniem rodzica jest stopniowe i kontrolowane wdrażanie dziecka we wszystkie aspekty życia, które trwa przecież od urodzenia i nie zacznie się nagle po osiągnięciu jakiegoś wieku – np. dojrzałości.
         Pozwolę sobie w tym miejscu na małą dygresję. Otóż spotykam często matki, których pociechy wchodzą im na głowę i nawet potrafią wymierzyć kopniaka za odmowę kupienia zabawki, które kwitują to stwierdzeniem, że to tylko, lub jeszcze dzieci ... Nie wiem, co to oznacza, ale obawiam się, że te panie planują rozpoczęcie wychowania od 18 roku życia dziecka.
         Stanowczo uważam, że przedszkole i szkoła mogą pełnić jedynie zadanie pomocnicze – być „wzmacniaczem” i „kontynuatorem” działań rodzica – nigdy odwrotnie. Oczekiwanie od szkoły samodzielnej i samotnej realizacji zadań wychowawczych należących do rodzica, a tym bardziej zrzucanie na nią odpowiedzialności za to jest wielkim nieporozumieniem i kardynalnym błędem. Jeśli dobrze wypełnimy swoją rolę wychowawczą i edukacyjną, żaden temat nie będzie w przyszłości dla naszego dziecka nowością i zaskoczeniem.
         Ta rodzicielska rola nie jest niczym nadzwyczajnym i wymaga od rodzica jedynie przemyśleń, zdrowego rozsądku i naturalnych zachowań. Dotyczy absolutnie wszystkich tematów, ale my, programowo wracamy oczywiście do naszych finansów. Jednym słowem, uczmy nasze dzieci finansów, zanim je nauczy życie. Jak uczyć finansów?

finanse w praktyce

         Do przekazania pierwszych informacji związanych z finansami – i każdych innych - najlepiej oczywiście nadaje się zabawa. Absolutnie wszystko zależy od chęci, dobrej woli i pomysłowości rodzica. Na początku można bawić się z dzieckiem w handel wymienny. Zabawa jest okazją do uświadomienia dziecku faktu, że przedmioty mają wartość, że różnią się tą wartością, wielkością i że np. za jeden jakiś przedmiot można dostać trzy inne. Doskonałą zabawą jest zabawa w sklep. Rolę pieniądza mogą początkowo pełnić klocki, guziki, żetony od gier planszowych, itp. Ceny można wypisywać na metkach w formie kółek (1 kółko, 2 kółka, 3, itp.). Role towarów może pełnić absolutnie wszystko. Możemy używać klocków, cukierków, zabawek i wszystkiego, co da się policzyć i sprzedać. Można też „towary” ważyć, mierzyć, dzielić pod względem koloru, wielkości lub innych dowolnych cech, które będą wpływać na cenę. W trakcie zabawy za towary płacimy odpowiednią ilością pieniędzy (np. 1 klocek, 2 klocki, 3 klocki, itp.). W trakcie zabawy można też zajmować się zwrotami towarów, ich reklamowaniem, zawieraniem umów, zamawianiem różnych usług, negocjowaniem cen itp. Wszystko w rękach rodzica i jego pomysłowości. Rekwizyty modyfikujemy z wiekiem dziecka, zastępując kółka cyframi, a klocki pieniędzmi do zabawy albo prawdziwymi. Inną zabawą godną polecenia jest kalkulacja produktu. Przy okazji zaplanowanego wspólnego wypieku ciasta albo wykonania jakiejś pracy w domu (np. zrobienia szafki), można z dzieckiem zrobić kalkulacje produkcyjną. W tym celu można policzyć koszt zakupu surowców, oszacować czas i koszt wykonania, koszt użycia narzędzi i wreszcie, wliczając w to zysk, ustalić cenę końcową. Na końcu można to porównać z jakością i ceną wyrobów gotowych. Taka zabawa uświadomi dziecku skąd biorą się ceny produktów oferowanych w sklepach, co to jest technologia i koszty produkcji. Znakomitą nauką i kontynuacją wcześniejszych zabaw są oczywiście prawdziwe zakupy w prawdziwym sklepie i przygotowanie do nich – np. wspólne robienie listy zakupów.
         Wiem z doświadczenia, że zakupy z dzieckiem to najlepsza okazja do wspólnego wybierania produktów, ich oceny, omawiania ich jakości, porównywania cen, czytania informacji na metkach i wybieranie tych istotnych w punktu widzenia decyzji o zakupie. To okazja do prowadzenia rozmów ze sprzedawcami, negocjowania cen, składania reklamacji, szukania różnych cen produktu w różnych sklepach, etc. I tu ważna uwaga. Pozwólmy dziecku samodzielnie wybierać produkty. Niech wybierze i kupi coś zupełnie samodzielnie. Pozwólmy dziecku na samodzielne popełnianie błędów w tym zakresie. Niech dziecko odczuje i przemyśli skutki złego wyboru – to będzie dobre doświadczenie i nauczka na przyszłość. Uczmy dziecko dostrzegania sztuczek stosowanych przez reklamę i marketing, bo ta wiedza uodporni go na przyszłość. I w tym miejscu muszę wspomnieć o bzdurnych poradach licznych specjalistów od strategii zakupowych, którzy w programach telewizyjnych i radiowych dla konsumentów polecają rodzicom, aby na zakupy nie zabierali ze sobą dzieci. Ich zdaniem pozwoli to uniknąć skutecznych nacisków dzieci na dokonywanie zakupów towarów pod wpływem reklam, na które dzieci są szczególnie podatne. Słuchając tego nie mogę wyjść z podziwu, jak mieniąc się specjalistą od wychowania można formułować tak absurdalne porady i kierować je w mediach do rodziców. To tak, jakby trzymać dziecko w domu i nie wypuszczać z niego na zewnątrz, bo tam są bakterie i wirusy! Nie chcę być posądzany o złośliwość, ale do tych porad dorzuciłbym jeszcze taką żeby w ogóle przed dziećmi ukrywać istnienie sklepów i pieniędzy. W ten sposób temat niewygodny zakupów przestałby być problemem. To wyjątkowo absurdalna teoria. To właśnie sklep jest idealnym miejscem do nauczenia dziecka robienia zakupów i wyrobienia odpowiedniej postawy wobec reklam. Izolowanie dziecka od tego problemu jest największym błędem. Kto go nauczy robienia zakupów? Przy takiej postawie rodziców będzie skazane na samotną naukę na własnych błędach w przyszłości. A teraz kilka słów o finansach domowych.
         Rodzina ma budżet i należy to dziecku uświadomić. Rozmowy o budżecie rodziny, o pracy, dochodach, planowanych wydatkach, potrzebach jej członków i o wspólnych wczasach, powinny odbywać się w atmosferze wieczornych spotkań – np. przy podwieczorku i najlepiej mieć charakter rodzinnej narady. Takie spotkania są doskonałą szkołą powadzenia rozmów - w sensie ogólnym, umiejętności dostrzegania potrzeb innych osób, negocjowania, formułowania swojego stanowiska, planowania swoich działań, podporządkowywania się, ale przede wszystkim szkołą mówienia wprost o pieniądzach, które, jak wcześniej wspominałem, w naszej kulturze jeszcze wciąż niestety stanowią dla nas temat tabu. Jeśli takie rozmowy-narady rodzinne wprowadzimy już na etapie, w których nasze dzieci zgłaszają potrzebę zakupu zabawki, staną się naturalnym elementem życia rodzinnego, a miejmy nadzieję, że i późniejszą tradycją w ich dorosłym życiu. Oczywiście narady przy stole to docelowa forma rozmów z dzieckiem. Jak już wcześniej wspomniałem, pierwsze takie rozmowy mogą się rozpocząć podczas wspólnych zabaw. Podkreślam raz jeszcze, że atmosfera i sytuacja zabawy zawsze jest doskonałą płaszczyzną do rozmów z dzieckiem – absolutnie na każdy temat. Taka pierwsza narada finansowa może np. przynieść oczekiwaną rezygnację dziecka z zakupu zabawki na konto np. zakupu kurtki dla mamy. Można uzgodnić, że zabawka zostanie zakupiona w późniejszym określonym terminie albo wcale. Taka konieczność nie musi być realna – może być sztuczna, stworzona na potrzeby wychowawcze. Poza tym „sytuacja stworzona na potrzebę narady” może się zmienić i zakup zabawki może później nastąpić. Ważna w takiej sytuacji jest sama decyzja dziecka o tym, że ważniejszy jest zakup kurtki dla mamy niż kupno zabawki.
         Pamiętajmy, że dzieci bardzo wnikliwie nas obserwują i mają naturalnie zanikający niestety z wiekiem nawyk naśladownictwa. Póki co, warto więc ten fakt sensownie wykorzystać w sensie ogólnym, a zgodnie z naszymi rozważaniami, do oswojenia dziecka z pieniędzmi i finansami, zapoznania z problemami, które będą mu towarzyszyć w życiu dorosłym. Wyposażone w wiedzę, nawyki i doświadczenia wyniesione z domu będzie świadomym, rozważnym i odpowiedzialnym uczestnikiem rynku.
         Wychowanie finansowe to proces wymagający cierpliwości i, w tym zwłaszcza przypadku, żelaznej konsekwencji. W sferze finansów nie traktujmy dziecka jak kochający i troskliwi rodzice, ale jak surowi kontrahenci. Naszą szczodrość okazujmy dziecku, ale inaczej - nie działając wbrew logice podjętego działania wychowawczego dotyczącego finansów. Nie zarządzajmy budżetem kieszonkowego naszego dziecka, ale też i nie finansujmy powstałych w nim deficytów. Jeśli źle zaplanowało swoje wydatki, musi ponieść konsekwencje – nigdy nie stosujmy interwencji finansowych – to nauka bardzo złych nawyków. Jeśli dziecku nie starczy pieniędzy do kolejnej wypłaty kieszonkowego, musi to odczuć – inaczej przysłowiowe nici z naszej nauki.
         Niedopuszczalne jest stosowanie kar wobec dziecka za jego złe, ale samodzielne decyzje zakupowe. Pozwólmy dziecku kupić bubel po to, żeby samo odczuło właściwości produktu niskiej jakości i wyciągnęło odpowiednie wnioski na przyszłość. Taka sytuacja jest doskonałą okazją do rozmowy, np. na temat zależności jakości od ceny. Pamiętajmy tez o tym, że im młodsze dziecko, tym bubel będzie tańszy i strata mniejsza.
         Nie pozostawiajmy dziecka sam na sam z reklamami. To wystawienie go na pastwę wyrafinowanych technik ich twórców, wobec których niestety jest bezbronne. Dotyczy to szczególnie reklam telewizyjnych i najbardziej podatnych na nie najmłodszych dzieci. Oglądajmy je wspólnie z nim – rzeczowo, żywo komentując i analizując ich treść. Wspólne analizy – dekodowanie - treści reklam to świetna i pouczająca zabawa. Dla ułatwienia proponuje posłużenie się przykładowymi pytaniami dla „Detektywa Reklam”:
1. Czego dotyczy reklama?
2. Do kogo jest skierowana?
3. Co nas ma przekonać do zakupu?
4. Czy treść (przekaz) reklamy jest prawdziwa?
5. Co z reklamy można poddać weryfikacji?
6. Jakie wady ma reklamowany produkt?
7. Na czyj autorytet powołują się twórcy reklamy i czy jest to autorytet wiarygodny?
8. Jakie faktyczne korzyści daje posiadanie reklamowanego produktu?
9. Czy są na rynku lepsze produkty?
… itp.

Oczywiście pytania są przykładowe. Właściwe w naturalny sposób powstaną podczas oglądania reklamy i nie chodzi o czytanie pytań z listy, ale o rzeczowe rozmawianie o reklamie. To wyłącznie naszym zadaniem i obowiązkiem jest nauczenie dziecka odczytywania właściwej treści reklam. Musimy mu uświadamiać, że roześmiane dzieci z reklamy to opłacani aktorzy, a ich zachowanie i to, co mówią jest dokładnie wyreżyserowane przez specjalistów sowicie opłacanych przez ich zleceniodawców – producentów. Oczywiście nie wszystkie reklamy zasługują na negatywną krytykę i wypada to podkreślić w stosownym momencie.

Wynagradzanie dzieci

         Każde dziecko powinno otrzymywać od rodziców kieszonkowe. Wybór wieku, od którego należy rozpocząć wypłacanie kieszonkowego oraz jego wysokość zależy oczywiście od decyzji rodziców. Myślę, że trudno wyznaczać jakąś dolną granicę wiekową w tym zakresie i myślę, że należy kierować się obserwacją i zdrowym rozsądkiem. Jeśli dziecko zgłasza, a my dostrzegamy jego gotowość do posiadania własnych pieniędzy, należy zacząć mu je wypłacać. Wypłaty powinny być regularne, a ich wysokość związana z rzeczywistymi potrzebami dziecka. Im młodsze dziecko, tym wypłaty powinny być częstsze, a kwoty mniejsze. Z wiekiem należy zwiększać kwoty i zmniejszać częstotliwość wypłat. Pierwsze pieniądze mogą być przeznaczone na dokonywanie drobnych „samodzielnych” zakupów przy okazji wspólnych zakupów z rodzicami. Później, z wiekiem zwiększamy kwoty wypłat kieszonkowego z jednoczesnym zwiększaniem listy zakupów, które dziecko dokonuje samodzielnie. Dla przykładu można uzgodnić, że zeszyty, książki i inne pomoce szkolne dziecko będzie kupowało za własne pieniądze i w związku z tym odpowiednio podwyższamy kwotę kieszonkowego. Powierzenie dziecku zakupów za własne pieniądze to jednocześnie przekazanie mu odpowiedzialności za decyzje zakupowe. Pamiętajmy, że dziecko nie zawsze wróci z zakupów z czymś, co my byśmy wybrali. Bez względu na okoliczności musimy się jednak z tym pogodzić i w pełni uszanować jego decyzje. Jeśli tak zrobimy możemy się spodziewać, że po pewnym czasie samo zapyta nas o opinię, w przyszłości poprosi o radę przed zakupem albo nawet poprosi nas o towarzyszenie mu przy zakupie. Pamiętajmy, że nikt nie lubi być strofowany i krytykowany i na takie zachowanie możemy liczyć tylko wtedy, gdy dziecko będzie czuło pełną swobodę przy podejmowaniu decyzji zakupowych.
         Nie unikajmy zasugerowania konieczności podjęcia pracy przez nasze dzieci – bez względu na sytuację materialną. Uważam nawet, że taka praca dla nastolatka jest koniecznością. Już 13-letnie dziecko może podjąć lekkie, 2 godzinne prace. Praca jest świetnym, bo bezpiecznym i komfortowym sposobem sprawdzenia się w roli pracownika. Jest znakomitą pierwszą zabawą w dorosłego, szkołą poznania relacji pracownik-podwładny, dyscypliny, punktualności i obowiązkowości. Samodzielnie zarobione pierwsze pieniądze przynoszą ogromną satysfakcje. Tylko w ten jedyny sposób można poczuć trud ich zdobycia i płynący z tego szacunek. To dobre doświadczenie na dalsze życie. Praca nie musi być formalna. To może być pomoc komuś w prowadzeniu firmy, robienie zakupów sąsiadce, praca w ogródku przy sadzeniu kwiatków, wyprowadzanie psa, porządkowanie mieszkania, – ale uwaga, nie swojego!.
         Za poważny błąd uważam wynagradzanie dzieci za wykonywanie prac, które powinny należeć do ich normalnych domowych obowiązków. W każdym domu powinna panować zasada – wszyscy mieszkają wspólnie i wszyscy pracują wspólnie. Powinien być podział obowiązków i rozliczanie za ich wykonanie. Nie może być wyjątków. To przecież rolą rodziców jest płynne wdrażanie dziecka w życie dorosłe, któremu przecież stale będą towarzyszyć obowiązki. Z wiekiem, w zależności od sytuacji ilość obowiązków powinna się stopniowo zwiększać. Izolowanie dziecka od normalnych domowych zadań i obowiązków to postępowanie przypominające zastawienie pułapki. Często słyszę uzasadnienie takich działań za pomocą stwierdzenia: „zdąży się jeszcze w życiu napracować”. Wynikiem tego jest sytuacja, kiedy nieświadomy młody człowiek wkracza w dorosły świat właśnie jak w pułapkę, gdzie zasypywany jest … obowiązkami, z którymi naturalnie nie może sobie poradzić, bo nigdy ich nie miał. Wynoszenie śmieci, robienie zakupów, sprzątanie mieszkania, mycie naczyń, praca w ogródku, opieka nad zwierzętami czy pomoc rodzicom nie może być wynagradzane inaczej jak uśmiechem, uściskiem, czy innym sposobem wyrażania wdzięczności – wzajemnej wdzięczności, bo przecież każdy dla każdego coś robi. Oczywiście ofiarowanie pieniędzy za jakąś pomoc jest dopuszczalne, ale w żadnym wypadku nie może być regułą i motywem działania dziecka!
         Uważam natomiast, że kardynalnym błędem jest płacenie dziecku za dobre oceny w szkole. To po stronie rodzica leży obowiązek uświadomienia dziecku, że nauka w szkole to odpowiedzialna i obowiązkowa praca. Jest czasem bardzo ciężka, ale wykonywana jest na swój rachunek i na konto własnego przyszłego życia. Wszyscy przecież w domu pracują, a nauka jest jedną z obowiązkowych prac do wykonania. Nauka to przywilej i własna inwestycja dziecka i płacić za nią absolutnie się nie powinno. Wynagrodzenie za nią pojawi się w przyszłości. Inną natomiast jest sytuacja, gdy dziecko zgłasza chęć wykonania naprawy albo takich prac, do których skłonni byliśmy wynająć fachowca – np. malarza czy stolarza. Wtedy wynagrodzenie oczywiście dziecko otrzymać powinno. Generalna zasada dotycząca roli pieniędzy w relacjach rodzinnych powinna być po prostu oparta na zdrowym rozsądku.

         Na zakończenie chcę podkreślić i wiem, że może to zabrzmieć egoistycznie, ale zgodnie z prawdą. Nasza przyszłość zależy od przyszłego stanu naszej gospodarki, a ten jest wprost zależny od wychowania, świadomości  i wykształcenia naszych dzieci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz