wtorek, 10 czerwca 2014

Inwestycje - wstęp

         Na początek rozwiązanie zagadki z postu „Procent i stopy procentowe”. Przypomnę, że chodziło o wybór oferty z A i B. Oferta A polegała na tym, że na nasze nieoprocentowane konto każdego miesiąca, przez 3 lata (36 miesięcy) mają wpływać pieniądze. W pierwszym miesiącu kwota 0,01 zł, a w każdym następnym kwota 2 razy większa niż w miesiącu poprzednim … 0,01 zł + 0,02 zł + 0,04 zł + 0,08 zł + 0,16 zł + 0,32 zł … itd. - aż do 36. miesiąca. Z uzbieranej w ten sposób przez 3 lata kwoty otrzymamy 1%. Oferta B to natychmiastowa wypłata 100.000 zł w gotówce. Na wybór z ofert A lub B było 30 sekund!
Dla tych, którzy wybrali ofertę B, czyli 100.000 zł w gotówce zamiast oferty A mam smutną wiadomość, że wybrali 100.000 zł, zamiast kwoty prawie 69 razy większej, czyli 6.871.947 zł. Tak wygląda tabela ilustrująca rozwiązanie: 
 

        
A teraz przechodzimy do naszego tematu inwestowania.
         Bardzo ważnym, ale długoterminowym zadaniem osoby zarządzającej finansami gospodarstwa domowego jest utrzymanie możliwie najwyższego i niemalejącego poziomu zdolności nabywczej gospodarstwa domowego - przez cały czas jego istnienia. Zawsze mamy do czynienia ze ścieraniem się dwóch zwalczających się filozofii - konsumowania i powstrzymywania się od konsumpcji (inwestowania). Prawdziwe jest powiedzenie, że pieniądze są po to, żeby je wydać, bo wszystkie, wcześniej czy później, będą przeznaczone na konsumpcję. Stoimy jednak przed wyborem - ile wydamy teraz, a ile i kiedy wydamy w przyszłości? Środki przeznaczone ma wydatki konsumpcyjne nie wypracują już zysków - to oczywiste. Do takich należą wydatki na wypoczynek, rozrywkę, zakup prywatnego samochodu, odzieży itp. Pieniądze zostają wymienione na dobro konsumpcyjne i na tym ich rola się kończy.
         Źródłem wpływów gospodarstwa domowego są zwykle dochody z zajęcia zarobkowego właściciela. Nawet jeśli założymy, że historia jego zatrudnienia będzie przebiegać bez większych zakłóceń, będzie osiągał dochody przez określony, skończony okres czasu – do osiągnięcia przez właściciela wieku, w którym nie będzie musiał albo mógł wykonywać pracy zarobkowej. Później będzie zdany na zgromadzone środki lub wypracowane świadczenia społeczne w postaci emerytury, czyli w rezultacie na kondycję finansową naszej gospodarki. Wkroczenie w tzw. wiek poprodukcyjny jest poważnym przełomem społecznym, psychologicznym oraz finansowym. Na ile ten przełom będzie dotkliwy w sensie finansowym, tego dokładnie nie wiadomo. Jedno jest niewątpliwie pewne, że dotkliwy będzie. I tu pojawia się długoterminowe zadanie w zarządzaniu finansami gospodarstwa domowego, czyli utrzymanie możliwie najwyższego poziomu zdolności nabywczej gospodarstwa domowego przez całe życie właściciela. Jeżeli całe dochody, osiągane w wieku produkcyjnym przeznaczymy na konsumpcje, później będziemy zdani wyłącznie na państwowe świadczenia społeczne.
         Wniosek nasuwa się więc sam. Część pieniędzy, którymi dziś dysponujemy musimy odłożyć na przyszłość. To „odłożenie” nie może odbyć się w sensie dosłownym. Nie możemy schować pieniędzy do skarbonki z zamiarem wyjęcia ich za kilkadziesiąt lat, bo „osłabi” je inflacja. Nawet w wyniku 3% rocznej inflacji – tzw. pełzającej – po 20 latach stracą prawie 45% swojej dzisiejszej siły nabywczej, dlatego odkładanie pieniędzy do skarbonki nie ma finansowego sensu. Co w takim razie można zrobić? Naszym zadaniem jest przeniesienie tej siły nabywczej w przyszłość. Pamiętajmy jednak, że pieniądz jest jedynie dobrem symbolicznym i tylko reprezentuje wartość. Pozostaje nam więc zamiana dzisiejszych pieniędzy na jakieś dobro realne, które skutecznie „przeniesie” dzisiejszą wartość w przyszłość. W tym celu powinniśmy wybrać taki środek, którego wartość rynkowa w czasie będzie realnie rosła, a przynajmniej nie malała. Dziś wymienimy na to dobro pieniądze, a w przyszłości sprzedamy, czyli wymienimy go na pieniądze. Siła nabywcza tych pieniędzy powinna umożliwić kupno przynajmniej takiej ilości towarów i usług jak dziś. Ten minimalny warunek będzie spełniony tylko wtedy, gdy realna wartość (uwzględniająca inflację) będzie równa wartości w momencie inwestowania.
         Wiadomo, że w celach inwestycyjnych nie kupimy nowoczesnego samochodu, telewizora albo komputera, bo ich wartość rynkowa spada już w chwili zakupu. Można rozpatrywać zakup nieruchomości, dzieł sztuki, biżuterii, kruszców, surowców czy antyków. Bez względu na wybór musimy zdawać sobie sprawę z tego, że wartość nieruchomości, złota, antyków, dzieł sztuki i każdej dowolnej rzeczy - środka użytego do przeniesienia wartości naszego dochodu w czasie, wyznacza rynkowe prawo podaży i popytu. Nie należy ulegać iluzji, że dana rzecz ma jakąś wartość, bo my tak uważamy albo dlatego, że zapłaciliśmy za nią określoną kwotę pieniędzy.
         Pamiętajmy, że nie istnieje bezwzględna wartość rzeczy, a jej realna wartość w danej chwili to cena, jaką ktoś na rynku nam oferuje. Powstaje więc pytanie, jak ocenić wartość środka, który zamierzamy wykorzystać do przeniesienia posiadanej wartości naszego kapitału. Otóż niestety, uniwersalnej i jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie ma. Trzeba jednak wiedzieć, że każda rzecz posiada tzw. wartość wewnętrzną (IV Intrinsic Value), czyli taką teoretyczną wartość, do której w długim okresie czasu „dąży” jej cena rynkowa. Jeśli kupimy coś powyżej tej wartości, to przepłacimy i odwrotnie. Jak ustalić tę wartość wewnętrzną.
         W uproszczeniu można powiedzieć, że cena rynkowa cały czas oscyluje wokół tej wartości wewnętrznej – raz jest od niej wyższa, a raz niższa. Łatwo to zaobserwować na odpowiednim wykresie ilustrującym ceny historyczne. Wykres będzie miał postać jakiejś krzywej. Jeśli umieścimy na wykresie średnią arytmetyczną, to otrzymamy przybliżoną reprezentację wartości wewnętrznej. Im dłuższy okres ujmiemy na wykresie, tym średnia będzie bliższa wartości wewnętrznej. Najprostszym narzędziem do oszacowania wartości wewnętrznej będzie wspomniana średnia arytmetyczna. Jakie wnioski praktyczne płyną z tego stwierdzenia. Otóż najbardziej prawdopodobne jest to, że jeśli dzisiejsza cena rynkowa jest niższa od wartości wewnętrznej, to cena w przyszłości wzrośnie i odwrotnie. Trzeba jednak pamiętać, że średnia jest wartością szacunkową i nasze analizy dadzą prawidłowe wyniki przy założeniu względnej stabilności rynku. To bardzo prosty mechanizm, ale oparty na odpowiednim oszacowaniu wartości wewnętrznej i porównaniu z cena rynkową. Sygnałem kupna jest niższa cena niż oszacowana wartość wewnętrzna, a taka inwestycja nazywa się strategią inwestowania w wartość (Value investing). Mimo, że nie ma metod dających gwarancję prawidłowych wyników, są inwestorzy, którzy skutecznie, z sukcesem stosują ją od lat i dorobili się fortuny, np. słynny inwestor z Omaha, Warren Buffet.
         Musimy też wiedzieć, że na rynku zawsze pojawiają się trendy, które powodują cykliczne odchylenia od wartości wewnętrznej. Przykładem niech będzie rynek nieruchomości w 2007 r. albo okresowy wzrost cen spowodowany spekulacyjnym wykupem towarów na rynku.
         Każdy „nośnik wartości” będzie odpowiedni pod warunkiem, że w przyszłości będzie na niego rynkowy popyt. Ale nie wystarczy jednak istnienie samego popytu, ale wielkość tego popytu. Jeżeli przykładowo zdecydujemy, że część dzisiejszych dochodów będziemy wymieniać na złoto, to jednocześnie zdajemy się na przyszły kurs złota wyznaczony przez przyszły poziom popytu na ten kruszec. Czeka nas sprzedaż - wymiana złota na środki pieniężne, którymi dopiero będziemy płacili na rynku za dobra. Nasz „nośnik wartości” to nic innego jak pieniądz pierwotny.

         Inwestując musimy określić cel naszej inwestycji, ustalić horyzont inwestycyjny – czas utrzymywania inwestycji liczony od dziś do momentu, kiedy środki na zakup będą potrzebne, określić kwotę (kapitał), jaką mamy zamiar inwestować i wybrać rodzaj inwestycji. Rynek jest zmienny i bez względu na cel i rodzaj inwestycji musimy w trakcie trwania inwestycji uważnie go obserwować. Pamiętać też należy o tym, że wartość rynkowa środka, którego używamy do przeniesienia dzisiejszej wartości naszych pieniędzy musi rosnąc przynajmniej w tempie wzrostu wskaźnika inflacyjnego, czyli stopy inflacji. W przeciwnym razie realna wartość naszej inwestycji będzie spadała. Problemem dla inwestującego jest umiejętność wyboru, oceny i przewidywania wyniku inwestycyjnego spośród istniejących dostępnych możliwości. Innym problemem jest rozproszenie ryzyka, czyli tzw. dywersyfikacja. Inwestor świadomy ryzyka, wykorzystuje nie jedną, ale kilka możliwości inwestowania. Do inwestowania wybiera różne rynki i różne rzeczy. Robi tak dlatego, że mało prawdopodobny jest jednoczesny spadek wartości wszystkich wybranych rzeczy. Takie działanie nazywa się dywersyfikacją ryzyka. Bardziej doświadczony inwestor nie stosuje takiej dywersyfikacji, bo potrafi oprzeć swój wybór na matematycznym szacowaniu ryzyka i metodach jego obniżania.

Do pobrania: Kalkulator PROFIL INWESTORA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz