Na początek rozwiązanie zagadki z postu
„Procent i stopy procentowe”. Przypomnę, że chodziło o wybór oferty z A i B. Oferta
A polegała na tym, że na nasze nieoprocentowane konto każdego miesiąca, przez 3
lata (36 miesięcy) mają wpływać pieniądze. W pierwszym miesiącu kwota 0,01 zł,
a w każdym następnym kwota 2 razy większa niż w miesiącu poprzednim … 0,01 zł +
0,02 zł + 0,04 zł + 0,08 zł + 0,16 zł + 0,32 zł … itd. - aż do 36. miesiąca. Z
uzbieranej w ten sposób przez 3 lata kwoty otrzymamy 1%. Oferta B to
natychmiastowa wypłata 100.000 zł w gotówce. Na wybór z ofert A lub B było 30
sekund!
Dla
tych, którzy wybrali ofertę B, czyli 100.000 zł w gotówce zamiast oferty A mam
smutną wiadomość, że wybrali 100.000 zł, zamiast kwoty prawie 69 razy większej,
czyli 6.871.947 zł. Tak wygląda tabela ilustrująca rozwiązanie:
A
teraz przechodzimy do naszego tematu inwestowania.
Bardzo ważnym, ale długoterminowym
zadaniem osoby zarządzającej finansami gospodarstwa domowego jest utrzymanie
możliwie najwyższego i niemalejącego poziomu zdolności nabywczej gospodarstwa
domowego - przez cały czas jego istnienia. Zawsze mamy do czynienia ze ścieraniem
się dwóch zwalczających się filozofii - konsumowania i powstrzymywania się od
konsumpcji (inwestowania). Prawdziwe jest powiedzenie, że
pieniądze są po to, żeby je wydać, bo wszystkie, wcześniej czy później, będą
przeznaczone na konsumpcję. Stoimy jednak przed wyborem - ile wydamy teraz, a
ile i kiedy wydamy w przyszłości? Środki przeznaczone ma wydatki konsumpcyjne nie
wypracują już zysków - to oczywiste. Do takich należą wydatki na wypoczynek,
rozrywkę, zakup prywatnego samochodu, odzieży itp. Pieniądze zostają wymienione
na dobro konsumpcyjne i na tym ich rola się kończy.
Źródłem wpływów gospodarstwa domowego
są zwykle dochody z zajęcia zarobkowego właściciela. Nawet jeśli założymy, że
historia jego zatrudnienia będzie przebiegać bez większych zakłóceń, będzie
osiągał dochody przez określony, skończony okres czasu – do osiągnięcia przez
właściciela wieku, w którym nie będzie musiał albo mógł wykonywać pracy
zarobkowej. Później będzie zdany na zgromadzone środki lub wypracowane
świadczenia społeczne w postaci emerytury, czyli w rezultacie na kondycję
finansową naszej gospodarki. Wkroczenie w tzw. wiek poprodukcyjny jest poważnym
przełomem społecznym, psychologicznym oraz finansowym. Na ile ten przełom
będzie dotkliwy w sensie finansowym, tego dokładnie nie wiadomo. Jedno jest niewątpliwie
pewne, że dotkliwy będzie. I tu pojawia się długoterminowe zadanie w
zarządzaniu finansami gospodarstwa domowego, czyli utrzymanie możliwie
najwyższego poziomu zdolności nabywczej gospodarstwa domowego przez całe życie
właściciela. Jeżeli całe dochody, osiągane w wieku produkcyjnym przeznaczymy na
konsumpcje, później będziemy zdani wyłącznie na państwowe świadczenia
społeczne.
Wniosek nasuwa się więc sam. Część pieniędzy,
którymi dziś dysponujemy musimy odłożyć na przyszłość. To „odłożenie” nie może
odbyć się w sensie dosłownym. Nie możemy schować pieniędzy do skarbonki z
zamiarem wyjęcia ich za kilkadziesiąt lat, bo „osłabi” je inflacja. Nawet w
wyniku 3% rocznej inflacji – tzw. pełzającej – po 20 latach stracą prawie 45%
swojej dzisiejszej siły nabywczej, dlatego odkładanie pieniędzy do skarbonki
nie ma finansowego sensu. Co w takim razie można zrobić? Naszym zadaniem jest
przeniesienie tej siły nabywczej w przyszłość. Pamiętajmy jednak, że pieniądz
jest jedynie dobrem symbolicznym i tylko reprezentuje wartość. Pozostaje nam
więc zamiana dzisiejszych pieniędzy na jakieś dobro realne, które skutecznie
„przeniesie” dzisiejszą wartość w przyszłość. W tym celu powinniśmy wybrać
taki środek, którego wartość rynkowa w czasie będzie realnie rosła, a
przynajmniej nie malała. Dziś wymienimy na to dobro pieniądze, a w przyszłości
sprzedamy, czyli wymienimy go na pieniądze. Siła nabywcza tych pieniędzy
powinna umożliwić kupno przynajmniej takiej ilości towarów i usług jak dziś.
Ten minimalny warunek będzie spełniony tylko wtedy, gdy realna wartość
(uwzględniająca inflację) będzie równa wartości w momencie inwestowania.
Wiadomo, że w celach inwestycyjnych nie
kupimy nowoczesnego samochodu, telewizora albo komputera, bo ich wartość
rynkowa spada już w chwili zakupu. Można rozpatrywać zakup nieruchomości, dzieł
sztuki, biżuterii, kruszców, surowców czy antyków. Bez względu na wybór musimy
zdawać sobie sprawę z tego, że wartość nieruchomości, złota, antyków, dzieł
sztuki i każdej dowolnej rzeczy - środka użytego do przeniesienia wartości
naszego dochodu w czasie, wyznacza rynkowe prawo podaży i popytu. Nie należy
ulegać iluzji, że dana rzecz ma jakąś wartość, bo my tak uważamy albo dlatego,
że zapłaciliśmy za nią określoną kwotę pieniędzy.
Pamiętajmy, że nie istnieje bezwzględna
wartość rzeczy, a jej realna wartość w danej chwili to cena, jaką ktoś na rynku
nam oferuje. Powstaje więc pytanie, jak ocenić wartość środka, który zamierzamy
wykorzystać do przeniesienia posiadanej wartości naszego kapitału. Otóż niestety, uniwersalnej i jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie ma. Trzeba
jednak wiedzieć, że każda rzecz posiada tzw. wartość wewnętrzną (IV Intrinsic Value),
czyli taką teoretyczną wartość, do której w długim okresie czasu „dąży” jej
cena rynkowa. Jeśli kupimy coś powyżej tej wartości, to przepłacimy i odwrotnie.
Jak ustalić tę wartość wewnętrzną.
W uproszczeniu można powiedzieć, że
cena rynkowa cały czas oscyluje wokół tej wartości wewnętrznej – raz jest od
niej wyższa, a raz niższa. Łatwo to zaobserwować na odpowiednim wykresie
ilustrującym ceny historyczne. Wykres będzie miał postać jakiejś krzywej. Jeśli
umieścimy na wykresie średnią arytmetyczną, to otrzymamy przybliżoną
reprezentację wartości wewnętrznej. Im dłuższy okres ujmiemy na wykresie, tym
średnia będzie bliższa wartości wewnętrznej. Najprostszym narzędziem do
oszacowania wartości wewnętrznej będzie wspomniana średnia arytmetyczna. Jakie
wnioski praktyczne płyną z tego stwierdzenia. Otóż najbardziej prawdopodobne jest
to, że jeśli dzisiejsza cena rynkowa jest niższa od wartości wewnętrznej, to
cena w przyszłości wzrośnie i odwrotnie. Trzeba jednak pamiętać, że średnia
jest wartością szacunkową i nasze analizy dadzą prawidłowe wyniki przy
założeniu względnej stabilności rynku. To bardzo prosty mechanizm, ale oparty
na odpowiednim oszacowaniu wartości wewnętrznej i porównaniu z cena rynkową.
Sygnałem kupna jest niższa cena niż oszacowana wartość wewnętrzna, a taka
inwestycja nazywa się strategią inwestowania w wartość (Value investing). Mimo,
że nie ma metod dających gwarancję prawidłowych wyników, są inwestorzy, którzy
skutecznie, z sukcesem stosują ją od lat i dorobili się fortuny, np. słynny inwestor
z Omaha, Warren Buffet.
Musimy też wiedzieć, że na rynku zawsze
pojawiają się trendy, które powodują cykliczne odchylenia od wartości
wewnętrznej. Przykładem niech będzie rynek nieruchomości w 2007 r. albo
okresowy wzrost cen spowodowany spekulacyjnym wykupem towarów na rynku.
Każdy „nośnik wartości” będzie
odpowiedni pod warunkiem, że w przyszłości będzie na niego rynkowy popyt. Ale
nie wystarczy jednak istnienie samego popytu, ale wielkość tego popytu. Jeżeli przykładowo
zdecydujemy, że część dzisiejszych dochodów będziemy wymieniać na złoto, to
jednocześnie zdajemy się na przyszły kurs złota wyznaczony przez przyszły
poziom popytu na ten kruszec. Czeka nas sprzedaż - wymiana złota na środki
pieniężne, którymi dopiero będziemy płacili na rynku za dobra. Nasz „nośnik
wartości” to nic innego jak pieniądz pierwotny.
Inwestując musimy określić cel naszej
inwestycji, ustalić horyzont inwestycyjny – czas utrzymywania inwestycji liczony
od dziś do momentu, kiedy środki na zakup będą potrzebne, określić kwotę
(kapitał), jaką mamy zamiar inwestować i wybrać rodzaj inwestycji. Rynek jest
zmienny i bez względu na cel i rodzaj inwestycji musimy w trakcie trwania
inwestycji uważnie go obserwować. Pamiętać też należy o tym, że wartość rynkowa
środka, którego używamy do przeniesienia dzisiejszej wartości naszych pieniędzy
musi rosnąc przynajmniej w tempie wzrostu wskaźnika inflacyjnego, czyli stopy
inflacji. W przeciwnym razie realna wartość naszej inwestycji będzie spadała.
Problemem dla inwestującego jest umiejętność wyboru, oceny i przewidywania
wyniku inwestycyjnego spośród istniejących dostępnych możliwości. Innym
problemem jest rozproszenie ryzyka, czyli tzw. dywersyfikacja. Inwestor
świadomy ryzyka, wykorzystuje nie jedną, ale kilka możliwości inwestowania. Do
inwestowania wybiera różne rynki i różne rzeczy. Robi tak dlatego, że mało
prawdopodobny jest jednoczesny spadek wartości wszystkich wybranych rzeczy.
Takie działanie nazywa się dywersyfikacją ryzyka. Bardziej doświadczony
inwestor nie stosuje takiej dywersyfikacji, bo potrafi oprzeć swój wybór na matematycznym
szacowaniu ryzyka i metodach jego obniżania.
Do pobrania: Kalkulator PROFIL INWESTORA
Do pobrania: Kalkulator PROFIL INWESTORA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz