czwartek, 12 czerwca 2014

Zawieranie umów


         Umowy są tematem z dziedziny prawa, ale przedmiotem naszej analizy nie będą przepisy prawa, ale głównie strona psychologiczna. Chcę opisać - ku przestrodze - pewien powszechny schemat towarzyszący bezpośredniemu zawieraniu umów.
         Wyobraźmy sobie, że zachęceni reklamą zjawiamy się w przedstawicielstwie jakiejś firmy w celu uzyskania wstępnych informacji. Na początek przygotujmy się na to, że uzyskamy informacje utwierdzające nas w przekonaniu, że zjawiając się w tej firmie oczywiście dokonaliśmy trafnego wyboru, świadczące o sukcesach firmy, o całych rzeszach zadowolonych klientów, o zaletach jej produktów lub usług i o wszystkich, wyłącznie pozytywnych faktach, zachęcających nas do skorzystania z usług firmy. Jest rzeczą zrozumiałą, że nikt nas nie będzie informował o ilościach reklamacji, niezadowolonych klientach, wadach produktów, opóźnionych dostawach itp. To nie są informacje, którymi należy się chwalić. Jeśli zdecydujemy się na spotkanie i podpisanie umowy, to też nie spodziewajmy się, że zostaniemy z wyprzedzeniem poinformowani o szczegółach umowy dla nas niekorzystnych. Jeśli takie szczegóły są, a zwykle są, to w przygotowanej umowie z całą pewnością zostaną umieszczone. Ponadto przygotujmy się na to, że otrzymamy umowę przygotowaną na firmowym papierze – czasem bardzo ozdobnym. I teraz pierwsza uwaga. Im bardziej ozdobna forma umowy, im bardziej jest zbliżona do formularza oraz im więcej ma rubryk wymagających starannego wypełniania, tym bardziej powinniśmy wzmóc swoją czujność. A teraz żelazna zasada, której nigdy i pod żadnym pozorem nie można pominąć: KAŻDĄ UMOWĘ NALEŻY W CAŁOŚCI, UWAŻNIE PRZECZYTAĆ, ZROZUMIEĆ TREŚĆ JEJ WSZYSTKICH POSTANOWIEŃ. Dopiero wtedy można ewentualnie ją podpisać. Pamiętajmy, że złożenie podpisu wywołuje określone skutki prawne w niej przewidziane. Przestrzegam przed niebezpieczeństwem, które przyjmujemy na siebie podpisując umowę bez jej przeczytania, albo po przeczytaniu bez zrozumienia.
         Istnieje taki pewien schemat, któremu ulegamy, miedzy innymi czytając umowę. Polega na tym, że jeżeli zaakceptujemy pewien początkowy fragment umowy (uznamy, że wszystko się zgadza) to powstaje w nas przeświadczenie, że podobnie jest dalej – zupełnie irracjonalne, ale powszechne zjawisko. Ponieważ na początku każdej umowy umieszczane są dane stron umowy, to po stwierdzeniu, że są prawidłowe powstaje w nas przekonanie, że cała umowa jest dobra. Dodatkowo słusznie zakładamy, że jeśli omówiliśmy wcześniej szczegóły umowy, to nasze uzgodnienia znalazły w niej odzwierciedlenie. Założenie jest prawidłowe, bo tak rzeczywiście być powinno, ale nie musi. Czytajmy więc każdą umowę i śmiało, spokojnie wyjaśniajmy wszystkie niezrozumiałe dla nas szczegóły – aż do satysfakcjonującego nas skutku!. Nie dajmy się zwieść żadnym zapewnieniom, że wszystko w umowie jest zgodne z ustaleniami dokonanymi w czasie odbytych wcześniej rozmów i ustnym zapewnieniom, że mimo braku jakiegoś zapisu, będzie on strony wiązać – istnienie takich ustnych ustaleń, mimo, że prawnie wiążą obie strony, w przypadku sporu, są nie do udowodnienia. Pamiętajmy, że forma pisemna jest po to żeby utrwalić wszystkie ustalenia. Wszystkie ustalenia i zapewnienia, które nie zostaną zapisane nie wiążą stron i do niczego nie zobowiązują. Nawet świadectwo takich ustnych uzgodnień będzie mało wiarygodne wobec istnienia umowy na piśmie.
Nie dajmy się też zwieść perfekcyjnej formie umowy - to sprawdzony i skuteczny chwyt odwracający naszą uwagę od jej istoty, czyli merytorycznej treści. Bądźmy przygotowani na to, że już pierwsze nasze wątpliwości, czy krytyczne uwagi na temat treści umowy będą kwitowane stwierdzeniem, że mamy do czynienia ze standardową umową, lub podobnym stwierdzeniem, sugerującym oczywiście, że zaproponowana umowa ma sprawdzoną, wzorcową postać doprowadzoną do perfekcji i nie wymaga już żadnych poprawek. Wyjaśniam więc, że żadne „standardowe umowy” nie istnieją – jest to antidotum na budzącą się gotowość klienta do negocjowania treści umowy. Treść każdej umowy możemy dowolnie modyfikować i odpowiednio formułować nasze, wynikające z niej uprawnienia i obowiązki – jest to tzw. zasada swobody umów (lub autonomii woli, o którym mowa w art. art. 3531 k.c.) Jedynym ograniczeniem tej zasady jest wymóg zgodności treści umowy z prawem oraz tzw. zasadami współżycia społecznego. Krótko mówiąc, to co ustalimy, nie może stać w sprzeczności z żadnym przepisem istniejących ustaw. Gdyby taki zapis się pojawił, będzie nieważny.
         Przygotujmy się też na często używane w takich sytuacjach „argumenty powszechności danego działania świadczące o jego słuszności” formułowane np.: „wszyscy podpisują takie umowy i nikt nie ma żadnych problemów”. Z punktu widzenia logiki, nawet jeśli prawdą jest to, że tak robili „wszyscy”, to wcale nie oznacza, że zrobili dobrze. Nie mylmy prawdy z opinią większości.
         Modyfikowanie umowy odbywa się poprzez skreślanie tego, co jest dla nas niekorzystne oraz dopisywanie tego, czego w umowie naszym zdaniem brakuje albo zapisanie na osobnej kartce, którą dołączamy zaopatrując w numer, jako integralny załącznik do umowy – róbmy to w naszym interesie bez żadnych oporów. Naturalnie opór przed zmianami i skreślaniem w kolorowej i starannie przygotowanej umowie pojawi się – ale pamiętajmy, że właśnie o ten opór twórcy umowy chodziło.
         Wspomnieć też warto o roli rubryk w umowach. Rubryki są zwykle drukowane po to żeby je staranne wypełniać i to zwykle w taki sposób, żeby precyzyjnie zmieścić się w wydrukowanych ramkach i nie wyjść poza linię ramki. Wersja oficjalna mówi, że wymóg takiej staranności jest podyktowany przeważnie tym, że wpisane dane będą później czytane przez czytnik komputerowy. Proszę sobie teraz wyobrazić osobę zajętą dokładnym wypełnianiem rubryk skupioną na starannym wypełnianiu rybryk.
Czy taka osoba będzie skłonna podjąć dyskusję na temat merytorycznej treści umowy?. Prawda, że sprytne?!.
         Wygląd umowy nie decyduje o jej mocy prawnej, ale wyłącznie jej treść. Umowa spisana na serwetce w restauracji lub na czymś innym jest tak samo ważna jak spisana na najwyższej jakości papierze – znaczenie jedynie ma czytelność i techniczna trwałość sporządzonego zapisu.
         Nie zważajmy też na objawy irytacji i próby sugerowania nam, mniej lub bardziej wprost, że wnikliwe czytanie przez nas umowy i dociekanie znaczenia poszczególnych kwestii jest objawem co najmniej dziwactwa – zwłaszcza na tle zachowania dotychczasowych klientów firmy – naszych poprawnie zachowujących się poprzedników. W trakcie mogą się też pojawić sugestie dotyczące nieubłaganie upływającego czasu oraz tego, że i my go tracimy studiując umowę, w której, z całą pewnością, nie ma nic szczególnego ponad ustalenia i to, co zawsze jest umieszczane w tego rodzaju umowach. Repertuar form nacisku jest znacznie bogatszy, ale wszystkie mają na celu nakłonienie nas do złożenia podpisu pod umową przed jej całkowitym przeczytaniem i mimo pojawiających się wątpliwości. Nigdy i pod żadnym pozorem nie ulegajmy takim naciskom!
Taka modelowa sytuacja towarzyszy podpisywaniu umów z operatorami telekomunikacyjnymi. Po akceptacji warunków umowy przedstawionych przez telefon zjawia się u nas kurier z umową i nakłania do podpisania jej bez zapoznania się z jej treścią. Powszechnym argumentem jest to, że „wszystko już zostało omówione i w umowie nie ma nic nowego” - niestety bardzo często to nie jest prawda, umowa zawiera zupełnie inne warunki (głównie ceny), a nierzadko promocyjny telefon wyjęty z pudełka okazuje się dalekim przodkiem modelu oferowanego przez telefon. Niestety kurier z podpisaną umową jest w drodze do firmy. Jeśli w umowie jest oświadczenie o zgodzie na wcześniejsze świadczenie usług, to pozbawia nas tzw. prawa do namysłu i nie ma możliwości odstąpienia od umowy w terminie 10 dni..
         Chcę przy okazji zwrócić jeszcze uwagę na to, że coraz powszechniej w samych sklepach udostępniane są różnego rodzaju kredyty. Zawieranie umowy kredytowej w warunkach, jakie oferuje sklep wybitnie nie sprzyja czytaniu i analizowaniu przez konsumenta treści umowy. Brak komfortu klienta działa na korzyść kredytodawcy, ponieważ skłania do szybkiego finalizowania transakcji. Jeśli trudno konsumentowi w danych warunkach przeczytać umowę, to jej nie będzie czytał – to logiczne. Zwracam też uwagę na fakt, że zaciągający kredyt np. na zakup wymarzonego TV jest i tak zwykle w nastroju euforycznym obniżającym krytycyzm i ogólnie rozkojarzony sytuacją zakupu. W wyobraźni raczej siedzi już w domu przed wymarzonym telewizorem i zwykle „nie ma głowy” do czytania szczegółowej umowy. Taki ktoś jest raczej skłonny skrócić czas dzielący go od zrealizowania marzenia. Podkreślam, że to są bardzo niebezpieczne sytuacje. Ponieważ emocje w takich sytuacjach są naturalna reakcją, warto żeby towarzyszył nam ktoś przytomny i znający się na rzeczy.
         W podobnej sytuacji są klienci banków, którym przy okazji zaciągania kredytów, daje się do akceptacji umowę ubezpieczeniową (tzw. polisę ochronną), a wszystko to dzieje się … przy okienku. To niedopuszczalna, skrajnie niekorzystna dla klienta sytuacja i należy dążyć do jej zmiany.
         Niestety znaczna większość klientów ulega któremuś z wymienionych argumentów lub elementów sytuacji i popełnia największy błąd - podpisuje umowę, mówiąc kolokwialnie... w ciemno! Przychodzi mi wtedy ma myśl taka oto analogia. Ludzie często płacą wróżbitom i rozmaitym tego typu specjalistom od przyszłości za niesprawdzone i mało wiarygodne informacje. A mając przed sobą umowę, w której punkt po punkcie, precyzyjnie zapisana jest ich przyszłość, nie fatygują się żeby się z nią zapoznać... (?!)
         Nasz podpis ma ogromna wagę. Nade wszystko pamiętajmy o tym, że składając podpis pod treścią proponowanej nam umowy jednoznacznie oświadczamy, że zapoznaliśmy się z jej treścią, że wszystko jest dla nas zrozumiałe, a także, że wszystkie jej postanowienia bezwarunkowo akceptujemy – jest to zresztą zwykle treścią zapisu wieńczącego umowę - (gdyby było inaczej, nie byłoby tam naszego podpisu!). Podpisanie umowy kończy wszelkie negocjacje (jeśli w ogóle takowe były) i od tego momentu jesteśmy już związani umową i zobowiązani do zachowania zgodnego z jej postanowieniami. Rozpoczyna się faza wykonywania umowy przez strony.
Umowa bez podpisów jest jedynie propozycją stworzonego dla obu stron prawa np. na okoliczność udzielanej pożyczki. Taka propozycja może być przyjęta w całości bez zmian, może być zaakceptowana ze zmianami, a jeśli jest zupełnie nie do przyjęcia może być odrzucona. Jeśli ktoś inny stworzył umowę to niestety jest dalece prawdopodobne, że nie będzie dopasowana do nas ale do jej autora. Bardziej będzie chronić jego interesy, a mniej nasze. Podpisana umowa staje się źródłem prawa dla obu stron umowy. Pamiętajmy, że podpisanie każdej umowy jest całkowicie dobrowolne, natomiast wykonanie takiej podpisanej umowy jest już przymusowe. Ważne żeby to sobie bardzo dobrze uświadomić.
         Bardzo często spotykam się z bezradnymi osobami, którzy zaskoczeni zdarzeniem, które jasno i wprost wynika z treści podpisanej przez nich umowy, próbują powołać się na błąd, są gotowi cos negocjować i rozpaczliwie coś w niej zmienić na swoja korzyść. Powołują się przy tym na niezrozumienie lub fakt istnienia jakiegoś zapisu w umowie, którego wcześniej nie zauważyli albo nie znali jego skutków prawnych. Niestety, na wyjaśnianie i negocjacje wtedy jest już za późno. Zwykle takie usiłowania są kwitowane (i słusznie!) stwierdzeniem, że umowa została im przedstawiona, została przeczytana i podpisana, a więc zaakceptowana bez uwag złożeniem podpisu. Gdyby było inaczej, nie byłoby tam naszego podpisu – podkreślam to raz jeszcze. Jedyną drogą do dokonania zmian w takiej umowie byłoby podpisanie aneksu do niej – dodatkowej umowy zmieniającej postanowienia umowy pierwotnej - jednak na to muszą się zgodzić obie strony. Trudno w takiej sytuacji liczyć na dobrowolną zmianę treści umowy na bardziej niekorzystną dla drugiej strony. Całą sytuacje można jedynie skwitować sentencją: „ignorantia iuris nocet, non excusat” (nieznajomość prawa szkodzi, nie usprawiedliwia)

         Podkreślenia wymaga jeszcze to, że przed podpisaniem umowy mamy prawo zażądać udostępnienia projektu umowy (kopii), zabrać go ze sobą - przy okazji nie zabierając komuś jego cennego czasu (odpowiedź na argument o stracie czasu) - i spokojnie przeczytać umowę w domu, a w razie potrzeby skonsultować go z odpowiednim fachowcem. Jeżeli nasza prośba o taką kopię umowy spotyka się z odmową, to fakt ten powinien  w nas obudzić uzasadniony niepokój i wzmóc naszą czujność i podejrzenia. Osobiście nie korzystam z usług firm, które unikają jawności  i których pracownicy próbują ograniczać moją pełną swobodę w podejmowaniu decyzji. W uzasadnionych przypadkach zawsze proszę o e-mail z projektem umowy. Mam wtedy czas na spokojną analizę, poprawki i przygotowanie się do ewentualnych negocjacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz