Umowy są tematem z dziedziny prawa, ale
przedmiotem naszej analizy nie będą przepisy prawa, ale głównie strona
psychologiczna. Chcę opisać - ku przestrodze - pewien powszechny schemat
towarzyszący bezpośredniemu zawieraniu umów.
Wyobraźmy sobie, że zachęceni reklamą
zjawiamy się w przedstawicielstwie jakiejś firmy w celu uzyskania wstępnych
informacji. Na początek przygotujmy się na to, że uzyskamy informacje
utwierdzające nas w przekonaniu, że zjawiając się w tej firmie oczywiście
dokonaliśmy trafnego wyboru, świadczące o sukcesach firmy, o całych rzeszach
zadowolonych klientów, o zaletach jej produktów lub usług i o wszystkich,
wyłącznie pozytywnych faktach, zachęcających nas do skorzystania z usług firmy.
Jest rzeczą zrozumiałą, że nikt nas nie będzie informował o ilościach
reklamacji, niezadowolonych klientach, wadach produktów, opóźnionych dostawach
itp. To nie są informacje, którymi należy się chwalić. Jeśli zdecydujemy się na
spotkanie i podpisanie umowy, to też nie spodziewajmy się, że zostaniemy z
wyprzedzeniem poinformowani o szczegółach umowy dla nas niekorzystnych. Jeśli
takie szczegóły są, a zwykle są, to w przygotowanej umowie z całą pewnością
zostaną umieszczone. Ponadto przygotujmy się na to, że otrzymamy umowę
przygotowaną na firmowym papierze – czasem bardzo ozdobnym. I teraz pierwsza
uwaga. Im bardziej ozdobna forma umowy, im bardziej jest zbliżona do formularza
oraz im więcej ma rubryk wymagających starannego wypełniania, tym bardziej
powinniśmy wzmóc swoją czujność. A teraz żelazna zasada, której nigdy i pod
żadnym pozorem nie można pominąć: KAŻDĄ UMOWĘ NALEŻY W CAŁOŚCI, UWAŻNIE
PRZECZYTAĆ, ZROZUMIEĆ TREŚĆ JEJ WSZYSTKICH POSTANOWIEŃ. Dopiero wtedy można
ewentualnie ją podpisać. Pamiętajmy, że złożenie podpisu wywołuje określone
skutki prawne w niej przewidziane. Przestrzegam przed niebezpieczeństwem, które
przyjmujemy na siebie podpisując umowę bez jej przeczytania, albo po przeczytaniu
bez zrozumienia.
Istnieje taki pewien schemat, któremu
ulegamy, miedzy innymi czytając umowę. Polega na tym, że jeżeli zaakceptujemy
pewien początkowy fragment umowy (uznamy, że wszystko się zgadza) to powstaje w
nas przeświadczenie, że podobnie jest dalej – zupełnie irracjonalne, ale
powszechne zjawisko. Ponieważ na początku każdej umowy umieszczane są dane
stron umowy, to po stwierdzeniu, że są prawidłowe powstaje w nas przekonanie,
że cała umowa jest dobra. Dodatkowo słusznie zakładamy, że jeśli omówiliśmy
wcześniej szczegóły umowy, to nasze uzgodnienia znalazły w niej
odzwierciedlenie. Założenie jest prawidłowe, bo tak rzeczywiście być powinno,
ale nie musi. Czytajmy więc każdą umowę i śmiało, spokojnie wyjaśniajmy
wszystkie niezrozumiałe dla nas szczegóły – aż do satysfakcjonującego nas
skutku!. Nie dajmy się zwieść żadnym zapewnieniom, że wszystko w umowie jest
zgodne z ustaleniami dokonanymi w czasie odbytych wcześniej rozmów i ustnym
zapewnieniom, że mimo braku jakiegoś zapisu, będzie on strony wiązać –
istnienie takich ustnych ustaleń, mimo, że prawnie wiążą obie strony, w
przypadku sporu, są nie do udowodnienia. Pamiętajmy, że forma pisemna jest po
to żeby utrwalić wszystkie ustalenia. Wszystkie ustalenia i zapewnienia, które
nie zostaną zapisane nie wiążą stron i do niczego nie zobowiązują. Nawet
świadectwo takich ustnych uzgodnień będzie mało wiarygodne wobec istnienia
umowy na piśmie.
Nie
dajmy się też zwieść perfekcyjnej formie umowy - to sprawdzony i skuteczny
chwyt odwracający naszą uwagę od jej istoty, czyli merytorycznej treści. Bądźmy
przygotowani na to, że już pierwsze nasze wątpliwości, czy krytyczne uwagi na
temat treści umowy będą kwitowane stwierdzeniem, że mamy do czynienia ze
standardową umową, lub podobnym stwierdzeniem, sugerującym oczywiście, że
zaproponowana umowa ma sprawdzoną, wzorcową postać doprowadzoną do perfekcji i
nie wymaga już żadnych poprawek. Wyjaśniam więc, że żadne „standardowe umowy”
nie istnieją – jest to antidotum na budzącą się gotowość klienta do negocjowania
treści umowy. Treść każdej umowy możemy dowolnie modyfikować i odpowiednio
formułować nasze, wynikające z niej uprawnienia i obowiązki – jest to tzw.
zasada swobody umów (lub autonomii woli, o którym mowa w art. art. 3531
k.c.) Jedynym ograniczeniem tej zasady jest wymóg zgodności treści umowy z
prawem oraz tzw. zasadami współżycia społecznego. Krótko mówiąc, to co
ustalimy, nie może stać w sprzeczności z żadnym przepisem istniejących ustaw.
Gdyby taki zapis się pojawił, będzie nieważny.
Przygotujmy się też na często używane w
takich sytuacjach „argumenty powszechności danego działania świadczące o jego
słuszności” formułowane np.: „wszyscy podpisują takie umowy i nikt nie ma
żadnych problemów”. Z punktu widzenia logiki, nawet jeśli prawdą jest to, że
tak robili „wszyscy”, to wcale nie oznacza, że zrobili dobrze. Nie mylmy prawdy
z opinią większości.
Modyfikowanie umowy odbywa się poprzez
skreślanie tego, co jest dla nas niekorzystne oraz dopisywanie tego, czego w
umowie naszym zdaniem brakuje albo zapisanie na osobnej kartce, którą dołączamy
zaopatrując w numer, jako integralny załącznik do umowy – róbmy to w naszym
interesie bez żadnych oporów. Naturalnie opór przed zmianami i skreślaniem w
kolorowej i starannie przygotowanej umowie pojawi się – ale pamiętajmy, że
właśnie o ten opór twórcy umowy chodziło.
Wspomnieć też warto o roli rubryk w
umowach. Rubryki są zwykle drukowane po to żeby je staranne wypełniać i to
zwykle w taki sposób, żeby precyzyjnie zmieścić się w wydrukowanych ramkach i
nie wyjść poza linię ramki. Wersja oficjalna mówi, że wymóg takiej staranności
jest podyktowany przeważnie tym, że wpisane dane będą później czytane przez
czytnik komputerowy. Proszę sobie teraz wyobrazić osobę zajętą dokładnym
wypełnianiem rubryk skupioną na starannym wypełnianiu rybryk.
Czy
taka osoba będzie skłonna podjąć dyskusję na temat merytorycznej treści umowy?.
Prawda, że sprytne?!.
Wygląd umowy nie decyduje o jej mocy
prawnej, ale wyłącznie jej treść. Umowa spisana na serwetce w restauracji lub
na czymś innym jest tak samo ważna jak spisana na najwyższej jakości papierze –
znaczenie jedynie ma czytelność i techniczna trwałość sporządzonego zapisu.
Nie zważajmy też na objawy irytacji i
próby sugerowania nam, mniej lub bardziej wprost, że wnikliwe czytanie przez
nas umowy i dociekanie znaczenia poszczególnych kwestii jest objawem co
najmniej dziwactwa – zwłaszcza na tle zachowania dotychczasowych klientów firmy
– naszych poprawnie zachowujących się poprzedników. W trakcie mogą się też
pojawić sugestie dotyczące nieubłaganie upływającego czasu oraz tego, że i my go
tracimy studiując umowę, w której, z całą pewnością, nie ma nic szczególnego
ponad ustalenia i to, co zawsze jest umieszczane w tego rodzaju umowach.
Repertuar form nacisku jest znacznie bogatszy, ale wszystkie mają na celu
nakłonienie nas do złożenia podpisu pod umową przed jej całkowitym
przeczytaniem i mimo pojawiających się wątpliwości. Nigdy i pod żadnym pozorem
nie ulegajmy takim naciskom!
Taka
modelowa sytuacja towarzyszy podpisywaniu umów z operatorami
telekomunikacyjnymi. Po akceptacji warunków umowy przedstawionych przez telefon
zjawia się u nas kurier z umową i nakłania do podpisania jej bez zapoznania się
z jej treścią. Powszechnym argumentem jest to, że „wszystko już zostało
omówione i w umowie nie ma nic nowego” - niestety bardzo często to nie jest
prawda, umowa zawiera zupełnie inne warunki (głównie ceny), a nierzadko
promocyjny telefon wyjęty z pudełka okazuje się dalekim przodkiem modelu
oferowanego przez telefon. Niestety kurier z podpisaną umową jest w drodze do
firmy. Jeśli w umowie jest oświadczenie o zgodzie na wcześniejsze świadczenie
usług, to pozbawia nas tzw. prawa do namysłu i nie ma możliwości odstąpienia od
umowy w terminie 10 dni..
Chcę przy okazji zwrócić jeszcze uwagę
na to, że coraz powszechniej w samych sklepach udostępniane są różnego rodzaju
kredyty. Zawieranie umowy kredytowej w warunkach, jakie oferuje sklep wybitnie
nie sprzyja czytaniu i analizowaniu przez konsumenta treści umowy. Brak
komfortu klienta działa na korzyść kredytodawcy, ponieważ skłania do szybkiego
finalizowania transakcji. Jeśli trudno konsumentowi w danych warunkach
przeczytać umowę, to jej nie będzie czytał – to logiczne. Zwracam też uwagę na
fakt, że zaciągający kredyt np. na zakup wymarzonego TV jest i tak zwykle w
nastroju euforycznym obniżającym krytycyzm i ogólnie rozkojarzony sytuacją
zakupu. W wyobraźni raczej siedzi już w domu przed wymarzonym telewizorem i
zwykle „nie ma głowy” do czytania szczegółowej umowy. Taki ktoś jest raczej
skłonny skrócić czas dzielący go od zrealizowania marzenia. Podkreślam, że to
są bardzo niebezpieczne sytuacje. Ponieważ emocje w takich sytuacjach są
naturalna reakcją, warto żeby towarzyszył nam ktoś przytomny i znający się na
rzeczy.
W podobnej sytuacji są klienci banków,
którym przy okazji zaciągania kredytów, daje się do akceptacji umowę
ubezpieczeniową (tzw. polisę ochronną), a wszystko to dzieje się … przy
okienku. To niedopuszczalna, skrajnie niekorzystna dla klienta sytuacja i
należy dążyć do jej zmiany.
Niestety znaczna większość klientów
ulega któremuś z wymienionych argumentów lub elementów sytuacji i popełnia
największy błąd - podpisuje umowę, mówiąc kolokwialnie... w ciemno! Przychodzi
mi wtedy ma myśl taka oto analogia. Ludzie często płacą wróżbitom i rozmaitym
tego typu specjalistom od przyszłości za niesprawdzone i mało wiarygodne
informacje. A mając przed sobą umowę, w której punkt po punkcie, precyzyjnie
zapisana jest ich przyszłość, nie fatygują się żeby się z nią zapoznać... (?!)
Nasz podpis ma ogromna wagę. Nade
wszystko pamiętajmy o tym, że składając podpis pod treścią proponowanej nam
umowy jednoznacznie oświadczamy, że zapoznaliśmy się z jej treścią, że wszystko
jest dla nas zrozumiałe, a także, że wszystkie jej postanowienia bezwarunkowo
akceptujemy – jest to zresztą zwykle treścią zapisu wieńczącego umowę - (gdyby
było inaczej, nie byłoby tam naszego podpisu!). Podpisanie umowy kończy
wszelkie negocjacje (jeśli w ogóle takowe były) i od tego momentu jesteśmy już
związani umową i zobowiązani do zachowania zgodnego z jej postanowieniami.
Rozpoczyna się faza wykonywania umowy przez strony.
Umowa bez
podpisów jest jedynie propozycją stworzonego dla obu stron prawa np. na
okoliczność udzielanej pożyczki. Taka propozycja może być przyjęta w całości
bez zmian, może być zaakceptowana ze zmianami, a jeśli jest zupełnie nie do
przyjęcia może być odrzucona. Jeśli ktoś inny stworzył umowę to niestety jest
dalece prawdopodobne, że nie będzie dopasowana do nas ale do jej autora.
Bardziej będzie chronić jego interesy, a mniej nasze. Podpisana umowa staje się
źródłem prawa dla obu stron umowy. Pamiętajmy, że podpisanie każdej umowy jest
całkowicie dobrowolne, natomiast wykonanie takiej podpisanej umowy jest już
przymusowe. Ważne żeby to sobie bardzo dobrze uświadomić.
Bardzo często spotykam się z bezradnymi
osobami, którzy zaskoczeni zdarzeniem, które jasno i wprost wynika z treści
podpisanej przez nich umowy, próbują powołać się na błąd, są gotowi cos
negocjować i rozpaczliwie coś w niej zmienić na swoja korzyść. Powołują się
przy tym na niezrozumienie lub fakt istnienia jakiegoś zapisu w umowie, którego
wcześniej nie zauważyli albo nie znali jego skutków prawnych. Niestety, na
wyjaśnianie i negocjacje wtedy jest już za późno. Zwykle takie usiłowania są
kwitowane (i słusznie!) stwierdzeniem, że umowa została im przedstawiona,
została przeczytana i podpisana, a więc zaakceptowana bez uwag złożeniem
podpisu. Gdyby było inaczej, nie byłoby tam naszego podpisu – podkreślam to raz
jeszcze. Jedyną drogą do dokonania zmian w takiej umowie byłoby podpisanie
aneksu do niej – dodatkowej umowy zmieniającej postanowienia umowy pierwotnej -
jednak na to muszą się zgodzić obie strony. Trudno w takiej sytuacji liczyć na
dobrowolną zmianę treści umowy na bardziej niekorzystną dla drugiej strony.
Całą sytuacje można jedynie skwitować sentencją: „ignorantia iuris nocet, non
excusat” (nieznajomość prawa szkodzi, nie usprawiedliwia)
Podkreślenia wymaga jeszcze to, że
przed podpisaniem umowy mamy prawo zażądać udostępnienia projektu umowy (kopii),
zabrać go ze sobą - przy okazji nie zabierając komuś jego cennego czasu
(odpowiedź na argument o stracie czasu) - i spokojnie przeczytać umowę w domu,
a w razie potrzeby skonsultować go z odpowiednim fachowcem. Jeżeli nasza prośba
o taką kopię umowy spotyka się z odmową, to fakt ten powinien w nas obudzić uzasadniony niepokój i wzmóc
naszą czujność i podejrzenia. Osobiście nie korzystam z usług firm, które
unikają jawności i których pracownicy
próbują ograniczać moją pełną swobodę w podejmowaniu decyzji. W uzasadnionych
przypadkach zawsze proszę o e-mail z projektem umowy. Mam wtedy czas na
spokojną analizę, poprawki i przygotowanie się do ewentualnych negocjacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz